Troskliwa sąsiadka zadzwoniła do opieki społecznej i poskarżyła się, że nie wychodzę z córką na spacer.

Teraz próbują chronić prawa dzieci tak bardzo, że czasami dochodzi to do absurdu.

Oto przypadek, który miał miejsce jeszcze jesienią. I nie ma nic wspólnego z czasem samoizolacji.

Roksana mieszka sama z dzieckiem. Jej córeczka miała wtedy 1 rok i 3 miesiące. Obok nich mieszkała, jak się okazało, „troskliwa” sąsiadka.

Pewnego dnia zadzwoniła na numer opieki społecznej i powiedziała, że jest sąsiadką młodej kobiety, która prawie wcale nie zabiera dziecka na spacery.

Sąsiadka jest babcią w wieku 65 lat.

Kurator przyjął zgłoszenie. Pracownicy przyjechali, żeby sprawdzić, co się dzieje.

Roksana opowiedziała, jakie miała szczęście, że kilka dni wcześniej kupiła dużo jedzenia dla dzieci: mleko i kaszki.

Zazwyczaj robi zakupy raz w miesiącu po otrzymaniu zasiłku macierzyńskiego i kupuje dużo na raz.

Personel sprawdzał wszystko – lodówkę, dostępność jedzenia dla dziecka, ubrania w szafach i zabawki. I, oczywiście, ogólne warunki życia.

Również rozmawiali z Roksaną, dlaczego nie chodzi z córeczką na spacery.

Okazało się, że jej córka była ostatnio bardzo chora, nie mogły wyjść z domu. A wcześniej nawet przez 2-3 godziny dziennie spacerowała z dzieckiem. Ale sąsiadka, oczywiście, tego nie widziała.

Wszystko skończyło się dobrze. Opieka przyszła z wizytacją jeszcze kilka razy w ciągu miesiąca, a następnie zamknęła sprawę.

Ale i tak ta wizyta zostawiała złe wspomnienie w Roksanie. Kobieta stała się podejrzliwa do ludzi.

Nie rozumiem, dlaczego inni nie patrzą na swoje życie, ale na życie innych?

Rozumiem, są sytuacje, które naprawdę wymagają ingerencji, ale w tym przypadku nie było takiej potrzeby – nie wszystkie mamy spacerują po 6-8 godzin.

Życzę zdrowia i dobrego samopoczucia dla wszystkich! Doceniajcie to, co macie!

Oceń artykuł
Twoja Strona
Troskliwa sąsiadka zadzwoniła do opieki społecznej i poskarżyła się, że nie wychodzę z córką na spacer.