Wioletta od razu zrozumiała, że nie żyje. Świadomość tego pojawiła się znikąd i mocno zakorzeniła się w jej głowie. Kobieta nie pamiętała nic poza tym, jak to się stało.
– To dziwne! Byłam zdrowa – nie uprawiałam sportu, ale pracowałam sporo w ogrodzie. Jak to się stało, że umarłam przed Wielkanocą! – Wioletta się denerwowała.
Rozglądając się dookoła, zdała sobie sprawę, że znajduje się gdzieś w mętnym labiryncie. Słońce prześwitywało przez mglistą zasłonę, przecinając chmury swoimi smugami.
– Co dalej? Co ja mam teraz zrobić? – Wioletta zapytała, zwracając się do pustki.
– Nie wiesz? Mogę Ci pomóc – zza jej pleców dobiegł piskliwy głos.
Wioletta odwróciła się i zobaczyła starszego człowieka. W długim białym ubraniu, które zwisało na jego chudych ramionach, boso, stał na chmurze, wyrywając z niej kawałki i podrzucając je w powietrze.
– Nie wiem, wyobraź sobie to! Nie codziennie się umiera!
– Masz jeszcze kilka dni, obejrzyj okolicę, słuchaj co ludzie o Tobie mówią. To jest najlepsza część, dni po śmierci. Dowiesz się wielu nowych rzeczy, uwierz mi! – starzec mrugnął do kobiety i rozpłynął się w powietrzu.
Wioletta stała przez chwilę, rozglądając się dookoła, po czym zrobiła krok w pustkę i poczuła, że leci. Przez chwilę stała nieruchomo, rozglądając się dookoła, po czym zrobiła krok w powietrze, lecąc.
– W porządku, skoro już latam… Nie jestem głodna, nie jestem senna. Nie mam teraz nic do roboty. Mam dużo czasu, więc gzie się udać najpierw? Odwiedzę moje biuro, wszyscy będą zszokowani widząc mnie martwą.
Wioletta zaczęła opadać z gracją ku ziemi.
Pracowała w dużej firmie, w dziale księgowości. Można powiedzieć, że była jego podstawą, bo dołączyła do niego aż piętnaście lat temu. Tak wiele wydarzyło się w tym czasie! Groźba bankructwa, zmiany w kierownictwie, przeprowadzki do innych miast. Wioletta była zastępcą głównego księgowego i uwielbiała swoją pracę, ale nigdy nie ubiegała się o wyższe stanowiska, bojąc się dodatkowej odpowiedzialności. Z nią pracowały dwie inne dziewczyny, podlegające jej księgowe. Wszystkie miały biurka w tym samym gabinecie. Wioletta lubiła dziewczyny, były wesołe i rozmowne. Renata i Kamila opowiadały Wioletcie o modzie, dzieliły się swoimi przygodami miłosnymi i konsultowały życiowe wybory. Wioletta, nie mając własnych dzieci, uważała te dziewczyny za córki i dlatego traktowała je z serdecznością.
– Muszą się o mnie martwić. Obiecałam, że dam im przepis na sernik, tak mocno prosiły o niego! Nawet wypisałam go na kartce i włożyłam do pudełka, ale nie miałam czasu, żeby im go dać…
Wioletta powoli podleciała do okna działu księgowości. Żaluzje były otwarte i nikogo nie było w środku.
– Być może na spotkaniu – domyśliła się.
Poczekała chwilę. Wkrótce drzwi się otworzyły, a dziewczyny raźno wkroczyły do środka. Rozmawiali, ale Wioletta nie mogła zrozumieć ani słowa z tego, co mówiły. Przeszła przez okno, pamiętając, że duchy w filmach tak robią, więc dlaczego ona nie miałaby spróbować? Stała pod ścianą, przyglądając się twarzom swoich koleżanek.
Dziewczyny o niej rozmawiały.
– I dobrze, że zmarła! Jak długo można pracować z taką babcią! Wszystkie jej rady, westchnienia były tak irytujące! Ty, Renata, będziesz teraz zastępcą, to pewne!
Kamila usiadła na krześle przy stole i poprawiła kokardę na bluzce.
– Nie wiem! Może zatrudnią kogoś z zewnątrz – zaproponowała Renata.
– Nie, nie będą. Dyrektor powiedział, że nie przyjmie nowej osoby. Sama to słyszałam!
Renata uśmiechnęła się.
– Ja zaklepuję jej biurko! Zawsze mi się tam podobało! Siedzę w przejściu i cały czas wieje na mnie! – Renata podeszła do biurka Wioletty i przejechała dłonią po grubym, drewnianym blacie. – Jej biurko to prawdziwy luksus, nie takie jak nasze. Jest piękne!
Odsunęła krzesło Wioletty na bok i otworzyła szufladę.
– Co my tu mamy? Jak myślisz, Kamilo, czy mam to wszystko wyrzucić? Chyba jej mąż, ten pijak, nie przyjdzie szukać jej rzeczy?
– Co ona tam ma? Rzućmy okiem!
– Spinacze, zszywacz, papiery. Podzielmy to na pół.
– Jest też kawa, spójrz, jest cały słoik. Bierzemy go?
– Jasne! Nie będzie jej już potrzebować, a kawa jest droga!
Obie dziewczyny bezceremonialnie przeszły przez kosze na śmieci, wrzucając do nich wszystko, co tylko przyszło im do głowy jako niepotrzebne.
Wioletta stała z otwartymi ustami, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Myślała, że te dwie dziewczyny będą pogrążone w smutku tamtego dnia, składając sobie wzajemne kondolencje. A wszystko było tylko w jej wyobraźni. Nie potrzebowały jej. Przeszkadzała im siadając przy swoim dębowym biurku i przypominając, że one jeszcze nie zajęły wysokich stanowisk w pracy…
– Kamila, patrz, tu jest chyba jej przepis na sernik!
– Gdzie?
– To jest napisane tutaj, na kartce papieru. Obiecała nam. Musimy go sobie zapisać. Dobrze, że go znalazłyśmy, bo muszę upiec, mąż mnie prosił!
Dziewczyny szybko przepisały przepis.
– Nawet nie podziękowały! Szkoda. Nie będę płakać, oczywiście, ale na pewno nie jest to miłe – pomyślała Wioletta. Teraz jej życie było o wiele szersze i bogatsze niż to z pokoju w wieżowcu.
Wioletta chciała odlecieć, ale zamarła przy oknie tuż pod nim. W pokoju były trzy osoby. Stali wokół jednego z komputerów, dyskutowali o czymś i wskazywali palcami na monitor. Wioletta zauważyła czwartego, chłopca w marynarce i niebieskiej koszuli. Siedział tam i gorączkowo pisał na maszynie, podczas gdy jego przyjaciele mówili mu, co ma napisać.
– To ten nowy! Sławek, jak sądzę – Wioletta nagle przypomniała sobie, jak wczoraj zbeształa tego młodzieńca. Złożył kartę sprawozdania z błędami, a ona się wściekła, wezwała go do siebie i okrzyczała na oczach Kamili i Renaty. Sławek, absolwent, który właśnie do nich dołączył, stał tam czerwony jak rak.
– Teraz chyba się poprawi – westchnęła Wioletta. – Nie powinnam była mu tego robić zeszłego dnia. Teraz nie mogę nawet za to przeprosić, mimo że bardzo bym chciała. Powinnam była go wezwać i wyjaśnić na osobności, ale tak mnie bolała głowa…
To było nic. Wczorajszy dzień minął, młodzieniec naprawił błąd i przekazał papiery Renacie lub Kamili. Ale zapamiętał Wiolettę jako zrzędliwą kobietę, która nakrzyczała na niego przy tych pannach. Kobieta poczuła się zawstydzona…
– W porządku, nie mogę cofnąć przeszłości. Myliłam się, oczywiście. Ale teraz będzie bardziej ostrożny, nie popełni błędu, za który mógłby zostać zwolniony. Przypuszczam, że…
Wioletta przejechała dłonią po szybie i odleciała.
Był to czas odwiedzin u krewnych.
Miała starszą siostrę, Łucję, która właśnie wyjechała z mężem na wakacje. Od dawna oszczędzali na wyjazd na Dominikanę. Mało prawdopodobne było, aby jej siostra wiedziała, co się stało.
Rzeczywiście, Łucja spała spokojnie. Różnica czasu oszczędziła jej strasznych wieści – nie przeczytała jeszcze wiadomości wysłanej przez ciotkę, siostrę jej matki. Gdy Łucja zobaczy wiadomość na pewno będzie mocno ubolewała. Będą siedzieć długo z mężem przytuleni, a potem zamówią bilety powrotne do Warszawy. Łucja zawsze była pełna szacunku dla młodszej siostry, choć ta często bywała surowa.
Wioletta chciała nawet szybko skasować smutną wiadomość, dając siostrze jeszcze przynajmniej kilka dni egzotycznego raju, ale palce ducha nie potrafią manipulować ekranem telefonu tak zręcznie jak fizyczna powłoka. Wioletta upuściła telefon na podłogę, a Łucja tylko mruknęła przez sen. Teraz już nic nie dało się zmienić…
Kto jeszcze był do odwiedzenia?
Miała przyjaciół, z którymi czasem rozmawiała z nimi przez telefon, dzieliła się radami dotyczącymi ogrodu, wysyłała pocztówki, a czasem spotykała się z nimi na wakacjach. Kobiety miały ze sobą kontakt od dzieciństwa, wychowywały się na tym samym podwórku, więc dbały o relację.
– Aniu, słyszałaś o Wioletcie? – usłyszała szlochający głos swojej przyjaciółki Grażyny.
– Och tak, to straszne! – Anna na drugim końcu linii zaczęła płakać.
Wioletta, Anna i Grażyna pochodziły ze skromnych rodzin, razem stały w kolejce po hot-dogi, zimą nosiły cerowane rajstopy i kozaki. Nie musiały się przed sobą popisywać, a Wioletta czuła się przy nich swobodnie. Nie tak jak w pracy.
Kobiety jeszcze rozmawiały, postanawiając spotkać się i uczcić pamięć zmarłej.
– Och, uczestniczyć we własnej stypie – to nie lada wyczyn, prawda? – kobieta pomyślała z zainteresowaniem i postanowiła odwiedzić swoje przyjaciółki wieczorem.
Miała też męża – tak wynika z dokumentów. W prawdziwym życiu dzielili tylko jedno mieszkanie. Jej mąż zaczął pić około dziesięć lat temu. Na początku Wioletta go ignorowała, usprawiedliwiała w oczach przyjaciół, współczuła mu. Potem próbowała go leczyć, ratować, besztać, przekonywać, ale później się poddała. Miała nadzieję, że wkrótce będzie mogła przenieść się do innego mieszkania, zostawiając męża na pastwę losu. Nie zdążyła na czas…
Czy ona go kochała? Wioletta w zamyśleniu przeciągnęła dłońmi po powietrzu, jakby powoli pokonując dystans do domu. Kochała, ale takiego, jakim był kiedyś. Zapalczywy, wysportowany, łatwo nawiązujący kontakt z ludźmi, rozważny i życzliwy. Tak go zapamiętała. Wszystko zmieniło się przez przypadek. Wypadek przy pracy, zwolnienie lekarskie. Zaczął czuć się niechciany, dlatego pił.
Wioletta przeszła cicho przez drzwi swojego mieszkania. Panował spokój. W kuchni szumiała tylko lodówka. Jeszcze wczoraj położyła się spać, zmywając wszystkie naczynia i odstawiając chleb do pieczenia na noc. Teraz naczynia, brudne i wyschnięte, znów leżały w zlewie, piekarniki mrugał żałośnie czerwonym światłem, patelnia stała na kuchence, a butelka i kieliszek na stole.
– Już opija moją śmierć! On musiał być pierwszy – pomyślała, zaciskając usta. – Ciekawe, czy umarłam w domu? Musiał się martwić!
Wioletta znalazła swojego męża w jego pokoju – spał. Pochyliła się nad nim i spojrzała na jego twarz. Kochała go jeszcze trochę; we śnie był taki jak w młodości, zmarszczki mu się wygładziły, broda przestała drżeć, zdradzając chorobę. Na jego policzkach pojawiły się ślady łez.
– Zmartwiony, biedny człowiek! Jak on się czuje beze mnie… – Wioletta współczuła swojemu mężowi. W końcu to ktoś jej bliski…
I wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Mężczyzna otworzył oczy, szybko wstał i wyszedł na korytarz.
– Czy ma Pan pokój do wynajęcia? – Wioletta usłyszała czyjś głos.
– Tak, proszę wejść. Oto on.
– Ale tutaj są czyjeś rzeczy!
– Nic nie są warte. Jeśli chcesz, mogę go wynająć za 300 złotych. Jeśli nie, wynajmę komuś innemu. Zdecyduj się!
Wioletta zobaczyła trzech mężczyzn wchodzących do jej pokoju. Byli to albo robotnicy budowlani, albo ślusarze. Przejrzeli rzeczy znajdujące się w pokoju, dyskutując o tym, co może im się przydać.
Kobieta stała w kącie w oszołomieniu. Chciała krzyczeć, bić ich pięściami, a szczególnie swojego zdradzieckiego męża, ale nie mogła się ruszyć. Duszy nie wolno krzywdzić, ona była ponad nią!
– Zostaw to! – usłyszała głos. Starszy człowiek w bieli znów stanął obok niej. – To wszystko jest nonsensem. Już tych rzeczy nie potrzebujesz. Jemu też to nie wyjdzie na dobre. Ważne jest to, że go zobaczyłaś. A teraz chodź.
Staruszek wziął Wiolettę za rękę i przeszli przez ścianę domu do okna sąsiada.
Znała tego człowieka od dawna. Piotr, emerytowany wojskowy, był zawsze grzeczny i uprzejmy. Często pomagał sąsiadce z jej ciężkimi torbami, jeśli spotkał ją na ulicy. Nigdy nie „przekroczył granicy”, ale Wioletta wiedziała, że ją lubi. Tak, w jej wieku ktoś mógł ją polubić! Nawet ją to czasem zaskakiwało. Jej mąż, przez długi czas nie zwracał uwagi na żonę, ale bardziej interesowały go owoce jej pracy w kuchni i dni jej pensji.
Piotr siedział teraz przy kuchennym stole i wpatrywał się w przestrzeń. Był wyraźnie strapiony.
– Co się z nim dzieje? – Wioletta zapytała towarzysza niskim głosem.
– Dziś stracił bardzo bliską mu osobę, Ciebie. Żałuje, że nie mógł Ci powiedzieć, jak bardzo mu na Tobie zależy.
– Och, on jeden mnie żałuje – Wioletta była zaskoczona.
– To tyle – mruknął starzec, po czym zniknął.
Kobieta chciała go o coś zapytać, ale nagle zamarła. Kobieta pomyślała o czymś jeszcze, ale się powstrzymała.
…
Budzik zadzwonił akurat w tym momencie, kiedy Wioletta przez sen próbowała pogłaskać Piotra po ramieniu, ale nie zdążyła. Kobieta usiadła gwałtownie na łóżku i wyłączyła dzwonek. Rozejrzała się ze zdziwieniem. To był tylko sen, ale jakże prawdziwy!
Wstała, starając się nie obudzić męża. Poszła do kuchni, zrobiła sobie kawę i zamyśliła się. Kto wie, jak długo będzie żyła, musi próbować wszystko naprawić.
Rzeczy męża czekały na niego w przedpokoju, spakowane w walizce. Wioletta podawała dziewczynom przepis na sernik, bo obiecała, ale teraz patrzyła na Renatę i Kamilę jakoś inaczej, a one nie mogły zrozumieć, o co chodzi. Poprosiła także Sławka, żeby wpadł do niej na małe korepetycje; a siostrze wysłała kartkę z ciepłymi słowami. A co z Piotrem – tego Wioletta jeszcze nie wiedziała. Miała jednak nadzieję, że on w końcu wykona pierwszy ruch.
W międzyczasie, po powrocie z pracy do domu upiekła dwa rogaliki. Dla siebie i sąsiada. I nie bez powodu.