Palec bezskutecznie naciskał przycisk. Winda wciąż stała. Nie miała awarii od tysiąca lat, a teraz…
Staszek oparł się o drzwi, wymalowane przez młodocianych chuliganów. Słuchał. Stłumione głosy słychać było wyżej, między trzecim a czwartym piętrem. Głosy kobiety i mężczyzny. Pechowcy – pomyślał.
Wszedł na trzecie piętro.
– Żyjecie?! – krzyknął.
– Pomocy! – odezwał się męski głos. – Kim pan jest? Serwisantem?
– To ja, Staszek z szóstego piętra.
– Co?! – kobiecy głos zapytał gniewnie. – Ten Staszek?
– Z szóstego piętra, mąż Marty! Były mąż.
– No dalej! Staszek! – odpowiedział mu entuzjastycznie męski głos. – Jestem Wojtek! Z ósemki! Poznajesz mnie?!
– Cześć, Wojtek! Poznaję Cię! Z kim jesteś? Z Grażynką?
– Staszek, dlaczego wróciłeś tutaj?! – zapytała Grażyna.
– Przyszedłem do Marty – smutno odpowiedział Staszek. – Czy ona ma kogoś?
– Skąd mamy wiedzieć? Trzeba było do niej zadzwonić przed przyjazdem!
– Zmieniła swój numer.
– I miała rację. Nie powinieneś był jej zostawiać!
– Grażynka, takie jest życie! Ludzie się rozstają, a potem do siebie wracają. To się zdarza.
– Ja Cię rozumiem – współczująco odpowiedział Wojtek. – Jestem teraz w podobnej sytuacji. Wracam, że tak powiem, z dobrymi intencjami, a w zamian – kompletne nieporozumienie! I ta winda też jest zepsuta!
– Słuchaj, Wojtek, może kogoś zawołam? – Staszek zapytał.
– Już wezwaliśmy serwisanta. Wkrótce ma dotrzeć. – krzyknęła Grażyna. – A Ty, Staszek, odejdź stąd!
– Niegodziwa jesteś! – Staszek mruknął obraźliwie. – Wojtek, współczuję Ci!
– To ja Tobie współczuję! – zaśmiała się Grażyna. – Przyszedł do Marty, aha! Po pięciu latach! Co za głupiec!
Po schodach ciężko stąpał mężczyzna w niebieskim kombinezonie. Był pijany, nieogolony i zgarbiony. W jego ręku dyndała skrzynka z narzędziami.
– Czy ktoś tu jest uwięziony? – zapytał.
Staszek skinął głową i wszedł na schody.
Krok po kroku. Dłonie pociły mu się ze stresu. Przełożył bukiet róż do lewej ręki, prawą wytarł o dżinsy. Stres był uzasadniony, w końcu minęło już pięć lat…
Na czwartym piętrze drzwi gwałtownie się uchyliły, w następnej sekundzie wyleciał zza nich gruby szary kot. Szara kula stoczyła się po schodach. Staszek przestraszony, przycisnął się do ściany. Uciekł! Ogień albo trzęsienie ziemi? Koty zwykle to czują…
Z mieszkania wyskoczyła dziewczyna, z twarzą oblepioną mąką, tylko wielkie niebieskie oczy iskrzyły się gniewnie. W jej ręku była duża chochla.
– Gdzie pobiegł Piorunek? – dziewczyna krzyknęła.
– Kto? – Staszek nie zrozumiał.
– No, kot! – dziewczyna niecierpliwie tupnęła nogą w zielonym pantofelku. Mąka posypała jej włosy białym, nieważkim pyłem.
– Tam – szarpnął palcem w dół.
Dziewczyna głośno wzdechnęłą i pobiegła po schodach, wymachując chochlą i przeskakując co trzy stopnie. Staszek mógł wyraźnie zobaczyć duże tłuste plamy na jej bluzce i jasnych dżinsach.
„Jakieś zoo, szczerze mówiąc! Piorunek i w ogóle…” – pomyślał Staszek. Ruszył dalej w górę.
Na szóstym piętrze podszedł do znajomych drzwi. Z wahaniem nacisnął przycisk na dzwonku do drzwi.
– Kto to? – usłyszał znajomy głos.
Staszek przyłożył czoło do stalowych drzwi.
– Marto, to ja – mruknął ściszonym głosem.
– Marta, to ja! A Ty kim jesteś? – nastąpiła odpowiedź.
Czy ona żartuje? A może naprawdę nie rozpoznaje? A może chce pokazać, że nie chce takiego gościa?
Staszek nie miał czasu na odpowiedź. Drzwi do mieszkania sąsiada otworzyły się. Ukazała się twarz starszego człowieka. Co za pech! Spotkanie z byłym kapitanem Feliksem w żaden sposób nie było w jego planach!
– Witaj, Kapitanie – powiedział grzecznie Staszek.
Sąsiad spojrzał na niego uważnie.
– Ach, Staś. Witaj, witaj, Ty zdrajco! – odpowiedział sarkastycznie. – Spójrzcie na niego! Cały wystrojony, uczesany, z miotłą. To wszystko na nic.
– To nie jest miotła, tylko kwiaty! – ofensywnie odpowiedział Staszek ściskając bukiet róż.
– Widzę, że nie ogórki! Dla Marty?
– A dla kogo jeszcze? – on odpowiedział.
– A po co tu przyszedłeś? Poszedłeś na spacer, a teraz chcesz wracać, łobuzie? – zapytał, drwiąc.
– No tak. I co, to jest niemożliwe? – Staszek pogładził wargi z agresją. – A może się spóźniłem?
– Dlaczego tak późno? Na własny pogrzeb to robisz?
Zmarszczył brwi. Z sąsiadem miał zawsze trudne relacje. Osoba sarkastyczna. Ale jeśli mają dobre relacje z Martą, to on z nim też musi być, jeśli nie przyjacielem, to przynajmniej być w stanie rozejmu. Takiego mieć za wroga, to lepiej od razu na pętlę.
– Kapitanie Feliksie – zaczął po przyjacielsku. – Zmieniłem się. Każdy może popełnić błąd, takie jest życie.
– Ha, życie! – roześmiał się. – Teraz Marta wrzuci Cię do rzeki, to będzie życie!
Drzwi się otworzyły. Marta wyszła i stanęła między nimi, jak sędzia między bokserami. Wyglądała tak samo, nie zmieniła się ani trochę. Staszek podziwiał swoją byłą żonę. Serce go bolało, co innego tęsknić za nią z daleka, a co innego widzieć ją przed sobą, patrzeć w te bezdennie niebieskie oczy i wdychać lekki aromat perfum.
Równocześnie z radością ogarnęły go wyrzuty sumienia i poczucie winy.
– Sąsiedzie, ja się tym zajmę, nie martw się – powiedziała łagodnie Marta i zwróciła się do swojego byłego męża. – Wchodzisz do mieszkania, szybko!
– Wiem, to nie moja sprawa! – wzruszył ramionami sąsiad. – On należy do Ciebie. To Twój zwierzak, wszystko zależy od Ciebie. Jeśli będzie trochę szalał, załatw go lewą ręką. A potem złap go za uszy i uderz kolanem w twarz. Chcesz, żebym Ci pokazał? Staszek, chodź tu!
Kapitan wymachiwał pięściami, imitując walkę z cieniem. Staszek szybko wślizgnął się do mieszkania. Oparł się o drzwi, wydychając z ulgą. Odgrywania roli chłopca do bicia, choćby tylko w celach szkoleniowych, nie zamierzał.
Na korytarz wyszła mała dziewczynka, trzymająca w ręku lalkę. Staszek był oszołomiony jeszcze mocniej.
– Cześć – mruknął Staszek.
Słucham? Marta ma dziecko?
– Dzień dobry – przytaknęła. – A Ty kim jesteś?
– Ja? – podrapał się zamyślony po brwi. – Staszek. Przyjaciel Twojej mamy, powiedzmy. A jak Ty się nazywasz?
– Kasia – odpowiedziała dziewczynka, z ciekawością przyglądając się nieznajomemu.
– Kasia, gdzie jest Twój tatuś? Czy on jest w pracy?
– Tak. Niedługo tu będzie – dziewczynka wzruszyła wąskimi ramionami.
Marta ma już męża i córkę. Nie powinienem był przychodzić. Za późno już…
Dziewczynka podeszła bliżej.
– A skąd znasz moją mamę? – zapytała.
Staszek był całkowicie zdezorientowany. Co mógł odpowiedzieć obcemu dziecku? A jaki był sens mówienia czegokolwiek?
Drzwi się otworzyły i weszła Marta.
– Czy już się poznaliście? Wspaniałe! Kasia, Ty idź się pobawić do swojego pokoju, a my pójdziemy do kuchni i porozmawiamy z wujkiem.
Staszek rozejrzał się po czystej i wygodnej kuchni. Przez te wszystkie lata brakowało mu tego domowego ciepła.
– Słucham – Marta skrzyżowała ręce na piersiach.
– Tęskniłem za Tobą – przyznał Staszek i zarumienił się. Położył kwiaty na stole.
– Pięć lat tęskniłeś, a przychodzisz dopiero teraz? – Marta powiedziała kpiąco. – Pani wyrzuciła?
– I Ty też nie cierpiałeś zbytnio, prawda? – błysnął. – Ile lat ma dziecko? Cztery lata? Po naszym rozwodzie, od razu poszłaś do kogoś innego? Zrobiłem obliczenia.
Cienkie piękne brwi uniosły się w zdziwieniu.
– Co tam policzyłeś, matematyku?
– Nie rób ze mnie idioty! Przyznaj się, zaraz po rozwodzie zadurzyłaś się w kimś innym? I zrobiłaś też dziecko! A może był Twoim kochankiem, kiedy jeszcze byłaś ze mną?
Marta zaśmiała się.
– Zabawne?! – Staszek się wściekł. – Kim on jest? Ojciec dziewczyny, no kim?!
– Dobrym człowiekiem. Prawdziwym mężczyzną, niezawodnym i wiernym. Nie tak jak niektórzy…
– Tez taki potrafię być!
– Słuchaj, co Ty tu robisz?!
– Mogę odejść! – wyszedł z kuchni, wyzywająco. Założył buty, zatrzasnął drzwi i wyszedł z mieszkania.
Marta zajrzała do pokoju.
– Kasiu, jesteś głodna? – delikatnie powiedziała do małej dziewczynki, bawiącej się lalką.
– Nie – kapryśnie odparła Kasia.
– Co to znaczy, że nie jesteś? Co to znaczy, że nie jesteś? – Marta, uśmiechając się, pogłaskała ją po włosach.
Potem wzięła ją na ręce i spacerowała po pokoju.
– A co mam powiedzieć Twoim rodzicom? Że jesteś moją ulubioną siostrzenicą zagłodzoną na śmierć?