Pewnego razu odpoczywaliśmy nad rzeką z rówieśnikami – kilkoma przyjaciółmi. Mieliśmy może po 22 lata…
Wędkarstwo, piwo, kąpiel, upał. Prawdę mówiąc nic nie jedliśmy, zresztą w młodości nikt nawet o tym nie myślał, nic nie zostało wzięte na przekąskę, z wyjątkiem piwa i suszonych kalmarów.
Poleżeliśmy na słońcu ale nastał wieczór, czas się pakować do domu. Zanim wędki zostały złożone, doszliśmy do trasy, poczekaliśmy na autobus… Okropnie zachciało nam się jeść, a i procenty wzmagały głód.
Dotarliśmy do miasta. Kebab był wszędzie, do tego pizza, bary. Ślinka nam ciekła i już chcieliśmy coś zamówić, ale para, która z nami była zaoferowała: “chodźmy do nas, zjemy, posiedzimy, napijemy się jeszcze, jak chcecie możecie u nas nocować”.
Zgodziliśmy się, poszliśmy do sklepu – kupić jedzenie i alkohol skoro planowana jest kontynuacja zabawy.
Tam jednak gorąco zapewniono nas, że nie trzeba kupować jedzenia, jest w domu. Nie zostało określone dokładnie, co „jest”, ale kupiliśmy kilka butelek wina i pojechaliśmy z przyjaciółmi.
Usiedliśmy w końcu, młoda żona zaczęła krzątać się w kuchni. Pijemy wino, ratujemy się ostatnią paczką kałamarnic.
Jakież było nasze zdziwienie, gdy pojawiło się obiecane jedzenie!
Na stół podano sałatkę z “Vifona”! Co więcej, suchego! Miska „sałatki”, oprócz głównego składnika, była wypełniona surową startą marchewką, kostkami parówki, gotowanymi jajkami, ogórkami, cebulą i majonezem!
Z pewnością byliśmy zaskoczeni takim daniem, ale z głodu zaczęliśmy jeść… Makaron był twardy i strasznie chrupał na zębach…
Gospodyni powiedziała, że teoretycznie należy ją zalać majonezem i pozostawić na 3-4 godziny. Wtedy makaron stanie się miękki, ale nie mamy czasu!
W jakiś sposób „kolacja” poruszyła temat sushi, filetów i innych delikatesów.
Potem mąż – gospodarz powiedział, że rodzice dali im rybę, ogromnego łososia, a oni zdążyli go zasolić, prawdopodobnie był już gotowy. Pokażemy wam go!
POKAŻEMY…
Następnie nasz przyjaciel otworzył lodówkę i wyciągnął filet solonego łososia.
„Patrzcie” – mówi. – „Taki prezent dostaliśmy!”
Już wyobrażałam sobie smak tłustych, słonych, czerwonych kawałków, które zaraz poleję sokiem z cytryny i wyślę do ust.
Ale na tym się skończyło… ryba została pokazana i … schowana z powrotem do lodówki!
Kurtyna…
Dławicie się sałatką z “Vifona”, przyjaciele…!
Nie od razu wyszliśmy, siedzieliśmy dla przyzwoitości przez około 30 minut, a sami mieliśmy gulę w gardle. W tym samym czasie para „przyjaciół”, jakby nigdy nic, kontynuowała rozmowy.
Czuliśmy jakieś obrzydzenie i już nie było interesująco. Od razu po wyjściu poszliśmy na pizzę…
Znasz takie zabawne, kulinarne zbrodnie?