Zadzwoniłam na policję – moi sąsiedzi nie chcą teraz ze mną rozmawiać.

Nieco ponad rok temu dostaliśmy z mężem klucze do naszego nowego mieszkania. Spodziewaliśmy się nowego członka rodziny i w tym samym czasie powiększyliśmy naszą przestrzeń życiową.

Przeprowadziliśmy się nie od razu – zrobiliśmy gruntowny remont. Wprowadziliśmy się 2 miesiące po narodzinach naszej córki. Przed nami mieszkała tu samotna emerytka. Zamieniliśmy z nią kilka słów.

Okazało się, że zamieniła swoje dwa sklepy w Warszawie na jeden sklep w Kielcach. Postanowiła w końcu żyć dla siebie.

– Całe życie liczyłam grosze, ciężko pracowałam – teraz przynajmniej będę miała dobrze. Nie będę jadła kawioru łyżkami, ale nie będę też liczyła każdej kopiejki od emerytury do emerytury – dzieliła się z nami była właścicielka mieszkania.

Jej dwie siostry i siostrzeńcy byli, o jakże, niezadowoleni z jej decyzji o sprzedaży majątku. Oczywiście byli oni bezpośrednimi spadkobiercami.

Mieliśmy szczęście do mieszkania, ale do sąsiadów już nie. Towarzyska młodzież lubiła zbierać się na klatce schodowej i pić trunki do nocy. Co prawda, sprzątali butelki i niedopałki (nie ma na co narzekać), wietrzyli – ale i tak czasem był dym.

Z tego powodu mój mąż i ja musieliśmy wstawić drogie żelazne drzwi, które nie przepuszczają hałasu. Zamówiliśmy je w znanej firmie. Drzwi działają – nocne towarzystwo jest prawie niesłyszalne.

Ale z nadejściem dobrej pogody wszystko przeniosło się na ulicę. A my mamy drugie piętro, prawie pod nami jest plac zabaw i ławki.

O te ławki zadbało owe towarzystwo. W każdy piątek i sobotę wieczorem zbierało się do piętnastu osób, aby się „wyluzować”: głośna muzyka, krzyki, tańce. Tak było przynajmniej w weekendy.

Teraz jest to już prawie każdy dzień. Albo wszyscy pracują tam 24 godziny na dobę, albo nie pracują w ogóle, kto wie…

Nasi dwaj młodzi sąsiedzi często lubią spędzać czas w tym towarzystwie: mój mąż kilkakrotnie rozmawiał z nimi w miły sposób. Poprosił o to, by przenieśli swoje imprezy w inne miejsce. Kiedy są trzeźwi, naturalnie, zgadzają się z moim mężem. Ale kiedy są pijani, nie potrafimy się dogadać…

Ostatnio mój mąż nie wytrzymał i powiedział: „Zaraz tam pójdę i inaczej będę mówił”. Odwodziłam go – wszyscy są pijani – zrobi się skandal i będzie hałas przy wejściu.

Zadzwoniłam na policję. Zazwyczaj, gdy przyjeżdża patrol (a byli tam już nie raz) wszystkich wypuszczali.

Ale tutaj zabrali każdego na posterunek policji. Wszystkim sporządzony został protokół. Za złamanie ciszy i spożywanie alkoholu w miejscu publicznym zostali ukarani grzywną.

A ponieważ picie odbywało się na placu zabaw, wypisali maksymalną karę za tę noc. I okazało się, jeśli nie zapłacą tej grzywny za 2 miesiące, zostanie ona podwojona.

Nasi sąsiedzi już z nami nie rozmawiają, kręcą nosem i nie witają się. Pewnie pomyślisz, że zrezygnowali z przesiadywania na ulicy? Nie! Właśnie przenieśli się 2 domy dalej od nas na inny plac zabaw.

Rozwiązaliśmy problem nie pięściami, ale na polu prawnym 👌.

Oceń artykuł
Twoja Strona
Zadzwoniłam na policję – moi sąsiedzi nie chcą teraz ze mną rozmawiać.