Syn poszedł do pierwszej klasy. Nie tyle co do zwykłej szkoły, ale do elitarnej szkoły podstawowej. Prawdą było to, że udało się przebić przez masę chętnych.
Podobnie jak wszystkie szkoły w dzisiejszych czasach, liceum było otoczone betonowym ogrodzeniem, ale centralne wejście było bardzo źle usytuowane w stosunku do zatrzymujących się i parkujących samochodów.
Rodzice musieli ominąć połowę długości ulicy, aby dostać się do szkolnej bramy.
Niedoróbka budowlana w postaci wąskiej szczeliny w ogrodzeniu była na rękę. Tatusiowie i matki pchali przez nią swoje pociechy na teren szkoły i spiesznie jechali do pracy. Kiedy było ciepło, jakoś przeciskałam się za nim, wywoływałam śmiech reszty rodziców, żartowałam w odpowiedzi.
A tego jesiennego dnia zrobiło się bardzo zimno i założyłam płaszcz. Oczywiście nie było szans na wejście przez ogrodzenie, a Michałek, łykając łzy, poszedł sam do szkoły
Kilka godzin później zadzwonili do mnie do pracy i pilnie wezwali do szkoły z powodu nieodpowiedniego zachowania syna, nie podając szczegółów.
Gdy jechałam taksówką, zmieniłam zdanie na temat wszystkiego na świecie. Co mój okularnik strasznego mógł zrobić, żeby aż dyrektor lodowatym głosem musiał zażądać mojej obecności?
Okazało się, że Michał zabrał młotek ślusarzowi, który zostawił podczas przerwy na papierosa. Michał pobiegł na przerwie do ogrodzenia i zaczął rozbijać płytę, aby zwiększyć przejście.
Strażnik widząc w kamerze, że bezpieczeństwo szkoły jest zagrożone, pobiegł pod ogrodzenie, złapał biednego Michałka i zabrał do dyrektora.
U dyrektora spędziłam około pół godziny.
Czego to ja się nie wysłuchałam, przedstawił mi ponury obraz przyszłości Michałka: ” dzisiaj jest młotek, a jutro – pomyśli o wysadzeniu! ”
Po licznych przeprosinach zgodził się nie wydalić syna ze szkoły po pierwszym naruszeniu zasad. I na tym skończyliśmy.
A wieczorem, na radzie rodzinnej, postanowiliśmy przenieść syna do zwykłej szkoły, jeśli w elitarnej szkole zrobili z Michałka wielkiego bandytę. On się tylko starał dla mamy!