– Marta wybiegła na rozpadający się, spróchniały ganek zrębowego domu. – Nasz brat się urodził! Czy słyszysz?!
Dziewczynka była tak szczęśliwa, że nawet tańczyła trzymając się rękami poręczy. Siostry, kopiące o tej porze w wilgotnej, zimnej ziemi ogrodu warzywnego, podniosły głowy i spojrzały na siebie.
Narodziny czwartego dziecka nie mogły przynieść im szczęścia. Tylko nowe zmartwienia, koszty i problemy…
Tamara położyła się na łóżku. Jej wnętrze rozdarł przeszywający ból. Na jej piersi, szczelnie owinięta w pieluszki, leża Maciuś. Jęknął i zacharczał, zwinął usta w rurkę i nie dostając tego, czego chciał, zaczął skomleć.
– Nakarm go! Widzisz, on błaga! – teściowa, starsza, surowa kobieta, która kilka miesięcy wcześniej straciła syna, widziała w noworodku jego kopię. Wydawało jej się, że syn powrócił do życia w tym małym ciałku.
– Nie mogę, nie mogę – zaprzeczyła Tamara. – Zabierzcie go, albo go zrzucę!
Być może narodziny ucieszyły tylko siedmioletnią Martę i babcię. Paulina, Wanda i Tamara postrzegały dziecko jako ciężar.
Tamara, która wcześnie wyszła za mąż, urodziła trzy dziewczynki i pochowała już męża, miała nadzieję, że czwarta ciąża skończy się poronieniem, ale syn był silny. Tak bardzo chciał żyć, że wszystkie sztuczki nie pomagały.
A teraz leżał w kołysce, podczas gdy jego matka spokojnie opłakiwała swój los, oparta o ścianę.
Im chłopiec był starszy, tym bardziej upodabniał się do swojego ojca, Damiana. Jego włosy, rysy twarzy, a zwłaszcza oczy.
Matka starała się jak najrzadziej brać dziecko na ręce – leżał godzinami w swoim łóżeczku, próbował zwrócić na siebie uwagę, machając małymi rączkami, i tylko Marta, zwinna i roześmiana dziewczyna, siadała obok brata i zabawiała go jak umiała.
– Mamo, mogę zabrać Maciusia na dwór, pobawimy się na trawie! – Marta już trzymała chłopca w ramionach, a on mocno objął ją za szyję i rozejrzał się szeroko otwartymi, zdziwionymi oczami.
– Dobrze, tylko uważaj, żeby nie odszedł daleko. Nie mam czasu, żeby Was pilnować.
Teściowa spojrzała smutno na swoją synową. Wesoła i chichotliwa Tamara jakoś niepostrzeżenie zmieniła się w ponurą i wycofaną kobietę. Nie kochała swojego męża, a wychowywanie dzieci było trudne. Ciągłe poczucie braku wolności, nienawistnego życia w obcej, odludnej wsi, świadomość, że jej starsza siostra, która wyszła za mąż, mieszka teraz w mieście, złość na swój los wyostrzały duszę Tamary od wewnątrz.
Chciała kochać swoje dzieci, ale była tak zmęczona ich wychowywaniem, że „czwarte dziecko puściła samopas”…
Czas mijał, Maciuś miał już trzy lata. Tej jesieni Tamara otrzymała list od siostry. Przeprowadzała się i zaoferowała Tamarze i jej dzieciom stary pokój w domu. Nie zastanawiając się długo, Tamara postanowiła pojechać do Warszawy. Była to szansa na rozpoczęcie innego życia, danie dziewczynom szansy na ucieczkę z pozbawionej perspektyw wsi.
– Dlaczego chcesz mi zabrać Maciusia? – teściowa załamywała ręce z żalu. – Nie oddam Ci go! Zanim tam dotrzesz, zanim się zadomowisz…
– A ja go nie wezmę! – Tamara spojrzała na teściową odważnie i gniewnie. – Maciuś zostanie z Tobą. Wrócę po niego później. Później, kiedy się zadomowimy.
Ani jeden mięsień nie drgnął wtedy na twarzy Tamary; jej serce, zamrożone jak tafla lodu, nie zaczęło bić szybciej. Auto, którym wraz z trzema córkami opuszczała wieś, coraz bardziej oddalało kobietę od tego szarego, ponurego otoczenia, od westchnień teściowej i od przeszywającego płaczu dziecka. Wyrwała się stąd, odcinając wszystkie mosty. Nie chciała nigdy więcej tutaj wracać.
Tylko Marta długo szlochała, pytając matkę, czy wrócą po jej brata. Ale wtedy starsze siostry uciszały ją, a dziewczyna zamilkła, przełykając łzy i odwracając się do tyłu.
Maciuś spał, a kiedy się obudził, była tam tylko babcia. Długo biegał po domu wołając siostry, matkę, a potem, jakby przeczuwając, że nadeszły kłopoty, wdrapał się na kolana babci, wtulił się w jej ramię i mocno ją objął. Pogłaskała go po plecach i coś powiedziała. Babcia przyrzekła wychować Maciusia ze względu na jej syna.
Tymczasem Tamara, po dotarciu do Warszawy, zamieszkała w pokoju. Jej siostra załatwiła kobiecie i starszym dziewczynkom pracę sprzątaczek na dworcu kolejowym.
Marta zapisała się do szkoły, a Paulina i Wanda też się uczyły wieczorami. Życie tej rodziny zaczęło się poprawiać. Tamara uspokoiła się, bardziej się uśmiechała, jej policzki znów były zarumienione. A potem, gdy jej serce zaczęło stopniowo odmarzać, przypominając sobie, co to znaczy czuć, kochać i współczuć, zaczęła myśleć o Maciusiu. Zaczęła tęsknić za jego pulchnymi dłońmi, które tak mocno trzymały jej szorstką, chropowatą dłoń, za jego równym, ciepłym oddechem, kiedy chłopiec spał w swoim łóżeczku. Niestety, kobieta nie mogła go teraz zabrać. W jej głowie od razu zrodziło się tysiąc argumentów za tym, żeby syn wychowywał się z babcią. Czując się wolna, Tamara najwyraźniej nie chciała być ponownie przywiązana.
Paulina i Wanda ani razu nie zapytały o młodszego brata, tylko Marta pisała listy na wieś, ale myląc się z adresem, nigdy nie otrzymała odpowiedzi.
Maciuś dorastał słuchając opowieści babci i pomagając jej w domu. Dziecięca pamięć chłopca bezpiecznie ukryła przed nim obraz matki i sióstr. Tylko od czasu do czasu, we śnie, wołał Martę, żeby pobawiła się na ławce przed domem, i wtedy jego twarz marszczyła się. Marta ze snu nigdy nie przyszła.
– Babciu, czy Marta niedługo przyjedzie? – zapytał chłopiec.
– Już niedługo, mój drogi! Kiedy już zadomowią się w nowym miejscu, przyjdą po Ciebie! – powiedziała z przekonaniem, choć wiedziała, że Tamara nigdy nie wróci po swojego syna.
Starsza kobieta zmarła cicho, we śnie. Maciuś został przygarnięty przez sąsiadów, ale szybko od nich uciekł. Miał wtedy pięć lat.
– Marta, i tak Cię znajdę! – powtarzał, wędrując między wagonami na stacji. Znalazłszy w końcu otwarty wagon, chłopiec wszedł do środka i ukryty między skrzynkami ustawionymi w kącie, zasnął. Po policzkach chłopca spłynęły łzy.
– Gdzie jesteś, Maciuś? – powiedziała jego babcia stojąca przy bramie. – Mój chłopcze, gdzie się podziewałeś?
– Pojechałem poszukać Marty! – odpowiedział pewnie, choć nie miał pojęcia, jak mógłby odnaleźć swoją rodzinę w wielkim, tętniącym życiem mieście.
Przez sen Maciuś poczuł, że ktoś szarpie go za ramię.
– Obudź się! Wstawaj, dobrze? Wagony zaraz będą sprawdzane!
Chłopak otworzył oczy i szybko usiadł, przyciskając worek z ubraniami do piersi. Przed nim na kolanach siedział inny chłopiec. Byli w tym samym wieku, nawet trochę do siebie podobni.
– Kim jesteś? Skąd się tu wziąłeś? – szepnął przestraszony Maciuś.
– Jestem Aleks. Od dłuższego czasu jeżdżę tym wagonem. A Ty kim jesteś?
Maciuś opowiedział swojemu nowemu znajomemu, jak umarła jego babcia, jak uciekł z wioski, żeby odnaleźć matkę i siostry.
Aleks wędrował już od dłuższego czasu. Nie wiedział, gdzie są jego rodzice, czy żyją, czy nie. I nie obchodziło go to. Koczownicze życie, towarzystwo innych, takich jak on, idealnie pasowało do jego zuchwałego, żywiołowego charakteru.
– Chodź za mną. Pokażę Ci, gdzie się schować.
Szybko przeszli przez tory kolejowe i wsiedli do wagonu towarowego. W wagonie pachniało farbą i naftą, a wzdłuż ścian stały kanistry, puszki i skrzynki.
– No i proszę. Ten wagon został już sprawdzony. Czy masz zapasy?
Aleks zerknął na worek, który położył obok niego Maciuś. Chłopiec zrozumiał to i wyjął chleb. Aleks wyrwał go z rąk nowego znajomego i szybko zjadł.
Tymczasem wagon kołysał się, piszcząc i szarpiąc po szynach. Uciekinierzy rozmawiali cicho w zaciemnionym pociągu – Aleks wciąż pytał o rodzinę Maciusia. Ten chętnie dzielił się swoimi wspomnieniami pomieszanymi z opowieściami, które wymyśliła jego babcia. Teraz był pewien, że się nie zgubi. Wierzył, że Aleks z pewnością pomoże mu odnaleźć krewnych, a potem namówi swoją matkę, żeby wzięła ich obu.
Cały dzień upłynął im na rozmowie. Byli głodni, zbyt szybko skończył im się chleb.
I wtedy pociąg zatrzymał się na jakiejś małej stacji.
– Maciuś, przynieś trochę wrzątku! Tam jest okno, widzisz, że jest oświetlone. Powiedz im, że przysłała Cię matka. Weź tę puszkę. Pospiesz się! I poproś o coś do jedzenia! Bądź miły, tak jak Cię uczyłem!
Chłopiec przytaknął, chwycił puszkę i wyskoczył z kryjówki. Szybko dotarł do portierni i już podnosił rękę, by zapukać do drzwi, gdy usłyszał za sobą brzęk i terkotanie pociągu. Pociąg, dysząc i dysząc, szybko nabierał prędkości. Maciuś pędził do tyłu, zrzucając puszkę do rowu, ale nie zdążył go dogonić. Aleks pomachał do niego, próbował zeskoczyć ze stopnia, żeby nie porzucić przyjaciela, ale bał się rozbić na przydrożnym nasypie. Postać Maciusia stawała się coraz mniejsza. Aleks widział, jak chłopiec upadł, ślizgając się na mokrej ziemi i z rozpaczą patrzył za pociągiem. Wedy tory skręciły w prawo, a las wcinający się w linię kolejową, na zawsze ukrył przed Aleksem mały cień w podniszczonym płaszczu.
Aleks poczuł, jak łzy spływają mu po policzkach. Tak to jest, gdy traci się kogoś ważnego. Było coś w tym śmiesznym Maciusiu, co sprawiało, że jak tylko się go poznało, przylgnęło się do niego w pamięci na zawsze…
Szybko ocierając rękawem łzy, otworzył torbę Maciusia. Była tam drewniana łyżka, kilka pięknych zdjęć z gazet, fotografia surowej kobiety siedzącej na krześle w otoczeniu trzech dziewczynek i scyzoryk. A na samym dole, zawinięta w pięknie haftowaną na brzegach serwetkę, leżała mała ikonka. Była tak mała, poczerniała od czasu, że chłopiec nie mógł rozpoznać, kto jest na nim przedstawiony. Aleks obracał ją w rękach i postanowił ją zatrzymać, a potem komuś sprzedać. Czasami w miastach spotykał ludzi, którym na słowo „antyk” zapalały się oczy. Sześcioletni włóczęga nie wiedział jeszcze, jaką rolę w jego życiu odegra ikona…
…
Wanda, Marta i Paulina szły wesoło ulicą. Właśnie kupiły lody i teraz się nimi delektowały. Matka czekała na córki w domu, jeszcze tam, w piwnicznym pomieszczeniu, które oświetlone było przez niskie, zrównane z ziemią okienko. Było to ciasne miejsce do życia, podłoga mroziła stopy i ręce, szczególnie zimą, a pleśń pokrywała ściany. Tamara, która raz opuściła wioskę, nigdy nie myślała o powrocie. Listy od teściowej przychodziły sporadycznie, a potem zupełnie zniknęły. Tamara wysłała raz od siebie, ale nie dostała odpowiedzi.
– Powinnam tam pojechać, powinnam pojechać! – przekonywała samą siebie, ale potem się rozproszyła i zapomniała o swoich zmartwieniach…
Dziewczyny nie spieszyły się. Wędrowały wzdłuż chodnika, przyglądając się przechodniom. Nagle na drogę wybiegł chłopiec, który chciał odebrać Marcie torbę, którą niosła na ramieniu. Zza rogu chłopcy, tak samo brudni i obdarci jak on, obserwowali złodzieja.
– Hej! Co ty robisz? Oddaj to! – Marta kurczowo trzymała się rączki torebki.
Siostry zaczęły krzyczeć i łapać go za ramiona, odciągać do tyłu. I wtedy Marta, patrząc uważnie na jego brudną twarz z czarnymi oczyma, nagle powiedziała:
– Dziewczyny! To jest nasz Maciuś! Maciuś, pamiętasz mnie? Jestem Marta, Twoja siostra! A to Paulina i Wanda! Dziewczyny, Maciuś jest tutaj!
Zaczęła tańczyć w miejscu, tak jak to robiła dawno temu, po czym podniosła chłopca i mocno przycisnęła do siebie. Siostry grymasiły, patrząc jak sukienka jej siostry staje się równie brudna jak potargana koszula tego nieznajomego.
Chłopiec zamarł z zaskoczenia, ale potem, dostrzegając zmarszczki dziewczyn, zawahał się. Marta, Wanda, Paulina? Nie mógł ich sobie przypomnieć, choć gdzieś słyszał ich imiona, a teraz czuł, że ma szansę zmienić swoje życie. Zimne noce na dworcu, bójki i głód pozostałyby w tyle. Miałby rodzinę. Siedmioletni Aleks, który od dłuższego czasu błąkał się po ulicach stolicy, pragnął domowego ciepła, miłości i opieki.
– Maciuś! Wracajmy szybko do domu! Mama będzie taka szczęśliwa!
Chłopiec był bardzo podobny do męża Tamary. Włosy, oczy, uszy, sposób, w jaki mrużył usta na boki, gdy nad czymś się zastanawiał. Nie mogło być mowy o pomyłce! Marta pewnie wzięła chłopca za rękę i zaprowadziła go do matki.
Gdy Aleks stał na progu pokoju, Tamara patrzyła na niego i nie mogła się ruszyć. Przeszłość ogarnęła ją z nową siłą, dmuchając w twarz gorącem, a potem grobowym chłodem. Jak mogła porzucić swoje dziecko, jak mogła nie przyjść po niego!!! Dlaczego jej dusza stała się ślepa, a serce skamieniałe? Dlaczego nieustanne marudzenie Marty nie obudziło w matce tęsknoty za synem? Kobieta nie znała odpowiedzi na te pytania. Ale przed nią stało brudne i wycieńczone dziecko z ikoną teściowej w worku. Tamara pamiętała ikonę, ponieważ to właśnie nim jej matka pobłogosławiła małżeństwo syna.
– Już raz go opuściłaś. Teraz masz szansę to naprawić! – krzyczało jej sumienie. – On jest Twoim synem, daj mu całą miłość, której wcześniej skąpiłaś!
Kobieta pod wpływem impulsu podeszła do dziecka, uklękła przed nim i mocno je przytuliła.
Miłość, która do tej pory była zamknięta w jej sercu, wybuchła gwałtownym, gorącym potokiem. Tamara piła łapczywie ze źródła i nie mogła się upić. Chłopak nagle stał się dla niej wszystkim. Jej starsze córki były początkowo urażone, ale nie przejmowała się tym. Życie dało jej drugą szansę i nie chciała jej zmarnować.
Czy ten chłopak mógłby wtedy przyznać, że to nie on, że to była pomyłka, że ich Maciuś przepadł gdzieś daleko stąd i nikt nie wie, czy żyje, czy nie…
Życie postawiło to dziecko przed trudnym wyborem. Zbyt trudno było zrezygnować z nowo odnalezionej rodziny.
Chłopiec tak szybko przywiązał się do tych kobiet, ćwierkających nad nim dzień i noc, że zaczynał wierzyć w ich pokrewieństwo. Jego pamięć zdawała się nawet podrzucać jakieś mgliste, osnute na mroku wspomnienia. Opowieści Marty pomogły chłopcu ułożyć na nowo swoją przeszłość.
– Maciej, Maciek, Maciuś – powiedział, patrząc na siebie w lustrze. Czuł się dobrze w swojej duszy…
…
Minęło już wiele lat. Dorosły, dostojny Maciej stał prosto przed swoim dowódcą. Służba się skończyła. Możliwy jest powrót do domu, do sióstr, do matki. Imię Aleks w ogóle dla niego nie istniało.
Po dotarciu do domu młody człowiek zastał matkę całkiem chorą. Ona, leżąc na łóżku, uśmiechała się do niego łagodnie i płakała. Kobieta czekała tylko na powrót syna. Teraz można było się poddać, pozwolić duszy opuścić chore ciało.
Zmarła przed dwudziestymi piątymi urodzinami syna. Tamara nigdy nie wiedziała, że jej sześcioletni Maciuś zaginął gdzieś tam, na torach pociągu towarowego, że chłopiec, którego poznała Marta, to zupełnie obce dziecko, utrzymujące tajemnicę zniknięcia jej prawdziwego syna. Czy miał do tego prawo? Czy mógł zająć miejsce innego dziecka, podsycając miłość i czułość, która nie była przeznaczona dla niego? Prawdopodobnie nie. Ale potrzebował swojej matki, jej miłości i opieki. Prawdziwy Maciuś pewnie by mu to wybaczył…
A Tamara, odrzuciwszy kiedyś własne dziecko, oddała się innemu, zadośćuczyniając bezgranicznej matczynej winie…
Maciuś nigdy nie poznał swojej rodziny. Nie wiedział, gdzie jest pochowana jego matka, nie poznał też swojej starszej siostry Pauliny w kobiecie siedzącej naprzeciwko niego w wagonie metra. Tylko czasami śniły mu się niewyraźne, jakby znajome twarze. A potem sen się kończył i przewracał się na bok, przytulając śpiącą spokojnie żonę.
Ten chłopiec, rok po roku, pokonując swoją samotność, walczył o prawo do życia na tej ziemi, a los w pełni wynagrodził mu jego uparte pragnienie bycia szczęśliwym, nawet z dala od matki i sióstr.