Zastąp świat dla mnie.

Elżbieta zamknęła oczy i zwróciła twarz ku zmęczonemu słońcu, które w oddali unosiło się nad jodłami i roztaczało swoje miękkie promienie wzdłuż rzeki. Po zanurzeniu się w ten złoty aksamit wieczoru tak łatwo było poczuć, że jest się dzieckiem Najwyższego, troskliwie chronionym przez niego pod jego skrzydłami. Pod jego opieką jest ciepło, lekko i spokojnie. Ale jest też chwiejnie i łatwo się rozpada – wystarczy przecież otworzyć oczy, odwrócić się, a wszystko zniknie i znów jest się samemu ze światem, uwikłanym w niekończącą się walkę o prawo do życia.

– Mamo, patrz, kotek! – Weronika odwróciła się do niej.

To wszystko, iluzja zniknęła. Elżbieta otworzyła oczy. Dziecko z dumą pokazało mamie swoje budowle i kształty zrobione z piasku.

– To bardzo piękne, solidnie zrobione. Chodźmy do domu, Weronika, mama musi jutro pracować – westchnęła ciężko i zaczęła zbierać rzeczy.

Nie mogła pozbyć się Wojciecha z głowy. Nadal nie odpowiadała. Pytał ją, jak się miewa i zastanawiał się, jak ma się jej córka i niedawno narodzony syn. Przez kilka dni celowo trzymała się z dala od portali społecznościowych, ale dziś było niewielu klientów i ogarnęła ją nuda.

Wiadomości były puste. Wojciech nie napisał nic więcej, a Elżbieta poczuła rozczarowanie pomieszane z irytacją. Skąd się wzięły te uczucia? W głębi duszy znała odpowiedź: chciała usłyszeć czułe słowa i być obiektem czystych myśli i miłości, jak dawno temu… Przecież kochał ją z całego serca… Powiedziano jej, że mężczyźni tacy jak on są monogamiczni, że nie powinna była tego robić… Za nic. Ale w tym prawdziwym rozsądku dogoniła ją irytacja, do której nie potrafiła się przyznać nawet sama przed sobą. Pod wpływem impulsu odpisała mu:

– Przeżywam trudny okres, odeszłam od męża. Odeszłam daleko. Uciekłam. Teraz boję się, że będzie mnie szukał i może zabrać moje dzieci. A mój syn jest moją dumą, jest bardzo podobny do swojego ojca.

Elżbieta nagle zapragnęła, żeby Wojciech domyślił się prawdy o jej synu. Jakby ta wiedza miała naprawić serię fatalnych błędów… Jej błędów. Zdając sobie z tego sprawę, napisała ponownie:

– A jak wygląda Twoje życie?

W ciągu najbliższych godzin nie było odpowiedzi. Wracała z przystanku do domu i sprawdzała wiadomości, gdy po lewej stronie rozległ się sygnał dźwiękowy samochodu.

– Wsiadaj, podwiozę Cię! – jakiś głos z okna mruknął.

Wojciech.

Podeszła i zajrzała przez okno auta.

Czy niedawno kupiłeś ten samochód? – zapytała Elżbieta, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie w autobusie.

– Nie, nie. Mam go od dłuższego czasu. Musiałem wtedy kupić część zamienną, więc pojechałam autobusem.

Jechali w niezręcznej ciszy przez pięć minut. Wojciech wpatrywał się w drogę.

– Dziękuję za naprawę mojego ogrodzenia. Bardzo mi pomogłeś…

– Nie ma za co. Czy mogę mówić do Ciebie po imieniu?

– Oczywiście!

Przytaknął.

– A Ty możesz mi mówić Wojtek.

– Wolę Wojciech – uśmiechnęła się Elżbieta.

Mężczyzna spojrzał na nią i oboje zarumienili się jak nastolatkowie. Elżbieta rozejrzała się z niepokojem, gdy przegapili zjazd do jej miejscowości.

– Och, zdaje się, że minęliśmy drogę.

– Chcę Ci pokazać pewne miejsce, dobrze?

Elżbieta milczała. Ponieważ minęli już dom, nie miała wielkiego wyboru. Skręcili do lasu, samochód odbijał się na wybojach. Droga była wąska, a w gęstym lesie czuć było, że zbliża się zmierzch. Elżbieta poczuła niepokój. Samochód zatrzymał się na małym urwisku.

– Musimy się pospieszyć – krzyknął Wojciech i otworzył drzwi.

Jego głos wydał się złowieszczy. Co on kombinował? Czy zamierzał ją tu pocałować? Ze strachu prawie nie czuła nóg i rąk.

– Może nie powinniśmy? – pisnęła.

Ale on już otworzył przed nią drzwi i wyciągnął rękę. W jego ciepłej dłoni rozmarzyła się, jakby siedziała w fotelu.

– Tędy – Wojciech wskazał na grupę samotnych brzózek, otoczonych niekończącymi się świerkami po prawej stronie urwiska.

Mężczyzna szedł przodem. Z każdym krokiem słabła z przerażenia, że zaraz ją chwyci, zakopie i… Przy takim mężczyźnie była bezradną Calineczką. Dotarli na miejsce.

– Tam, widzisz? – krzyknął bezpośrednio nad nią, wskazując palcem w dal.

– Nie – mruknęła Elżbieta, której oczy ze strachu rozbiegały się w różne strony.

Wojciech schylił się i delikatnie ujął jej rękę od tyłu, a swoją skierował w jakieś miejsce po drugiej stronie urwiska.

– Tam. Czy słyszysz ten hałas? – szepnął tuż przy jej uchu. – Wodospad. Naprawdę mały, ale bardzo piękny.

Wreszcie Elżbieta zobaczyła w oddali blask spadającej wody, otoczonej zielenią. Usłyszała też magiczny śpiew ptaków. I jeszcze ciepły oddech Wojciecha w pobliżu. A jednak był dobry, miły. Znów zadrżała, ale nie ze strachu… Chciała poczuć bliskość jego ciała. Zdawało jej się, że tu, w głębokim lesie, mógłby zastąpić jej świat zimnej samotności, wziąć ją, taką małą, słabą i drżącą, pod swoje opiekuńcze skrzydła… I czułaby się tak dobrze jak tamtej nocy w promieniach odchodzącego słońca…

Zrobiła mały krok do tyłu, jakby swobodnie się do niego zbliżając. Wojciech był bardzo blisko, a ona natychmiast oparła się o niego plecami. Nie cofnął się, ruszył w jej stronę… I niezdarnie, ale tak zmysłowo, przytulił ją od tyłu… I trzymał ją w swoich ogromnych dłoniach, jak delikatny kwiat, chroniąc ją przed wszelkimi przeciwnościami losu. Elżbieta chwyciła mocniej jego potężną dłoń i zamarła, rozpływając się w cieple, stając się częścią aksamitnego wieczoru i ciepłego słońca.

Zapraszamy do obejrzenia filmu

Oceń artykuł
Twoja Strona
Zastąp świat dla mnie.