Dziesięć lat temu byłam w związku z mężczyzną. Był starszy, żonaty, miał dzieci. Nie zatrzymałam go. Byłam młoda, głupia.
Poznaliśmy się w pracy. Ja pracowałam w księgowości, on w logistyce. Wszystko zaczęło się od tego, że zjedliśmy razem lunch. Często spotykaliśmy się w kawiarni obok naszego biura. Usiadł przy moim stole, kiedy moja koleżanka wyszła załatwić kilka spraw.
Zaczęliśmy rozmawiać, zrozumieliśmy, że mamy wiele wspólnego. Nie zmyliła mnie różnica wieku, mimo że on był o 11 lat starszy. O tej drugiej rodzinie dowiedziałam się dużo później.
Był wspaniały, taki, o jakim się marzy. Młode dziewczyny często zwracają uwagę na starszych zalotników, ponieważ są oni ustabilizowani życiowo, a przede wszystkim wiedzą, jak traktować kobiety.
Nie był przystojny, ale jego charyzma była pociągająca. Byłam zafascynowana. Po miesiącu niewinnych zaczepek, rozpoczęliśmy związek. Nie zaniepokoiła mnie jego powściągliwość. Znowu młoda i głupia. Mając 24 lata, nie chcesz myśleć o drobiazgach. Chciałam tylko cieszyć się życiem i mężczyzną, którego kochałam.
Sześć miesięcy później zdałam sobie sprawę, że się zakochałam.
Koledzy w pracy nie wiedzieli o naszym związku. Nawet się ucieszyłam. Szczęście kocha ciszę.
Prawda została ujawniona przez przypadek. Pewnego dnia wychodziliśmy z budynku, w którym mieściło się biuro. Oczywiście pojedynczo. Najpierw on, potem ja. W tym momencie byłam już zmęczona tym, że nigdzie nie pokazujemy się razem. Nie mogłam trzymać go za rękę, nie mogłam go pocałować, a chciałam wykrzyczeć moją miłość, żeby wszyscy wokół wiedzieli.
Wychodzę więc, grzebię w torbie, szukam kluczy. Wreszcie patrzę w górę i brak mi słów. Mężczyzna moich marzeń całował się z nieznajomą. Objął ją ramionami. A tam biegał chłopiec w wieku około sześciu lat. Czułam się jakbym została przejechana przez walec.
Czułam, że nogi mi się uginają. Oderwał się od kobiety, zaśmiał się, po czym odwrócił głowę w moją stronę. Spotkaliśmy się wzrokiem. Nawet z daleka widziałam, że ma zaciśniętą szczękę.
Oni wyszli, a ja zostałam w drzwiach. To była żona. A ten chłopiec obok niego, to był syn. Natychmiast wszystkie dziwne zachowania stały się jasne. Tajemnica była tłumaczona obecnością rodziny przy boku. Chociaż, gwoli ścisłości, to ja byłam z boku, a nie oni.
Następnego dnia postanowił ze mną porozmawiać. Płakałam pół nocy i wyglądałam na pomarszczoną. Milczał, wahając się, jak sądzę, przed podjęciem dialogu. A ja bałam się zapytać. Wiedziałam, że nie spodoba mi się prawda. W końcu przyznał się, że jest żonaty i ma syna. Po cichu wstałam i wyszłam.
Ale nie na długo. Jestem słabą kobietą. Wróciłam do niego po miesiącu. Ze łzami w oczach przysięgał, że z żoną żyje dla dobra syna, nie śpią nawet w jednym łóżku. A ja mu uwierzyłam. Związek trwał nadal. Zapewnił mnie, że wkrótce się rozwiedzie.
Kiedy opowiadałam koleżankom o moim mężczyźnie, beształy, ostrzegały, ale ja nie chciałam słuchać. Miłość jest ślepa. Bajka skończyła się nagle. Dowiedziałam się o innej kobiecie. Tak po prostu. Żona, ja i jeszcze jedna koleżanka.
Ona promieniała szczęściem, a ja słuchałam opowieści o rozwodzie. Powiedziała kobietom w pracy, że ma romans z bardzo przystojnym logistykiem. To było déjà vu. Wciąż promieniałam szczęściem.
Wciąż to znosiłam. W końcu byłam zdezorientowana splotem naszych relacji. Wszystko dobiegało końca. I zdałam sobie sprawę, że nadszedł czas, aby wyjść z błota. Nie lubię wychodzić po cichu. Musiał zapłacić za ból, który mi zadał.
Przez tydzień obmyślałam plan zemsty. A potem zabrałam się do roboty. Znalazłam współpracowniczkę, z którą sypiał na boku. Nie uwierzyła mi, krzyczała na mnie, nazwała mnie kłamcą. Spokojnie zniosłam oskarżenia i zasugerowałam, żeby sprawdziła, co u jej kochanka.
Spotkała się ze mną już następnego dnia. Ten palant wcale się nie ukrywał. Od tego dnia działaliśmy razem. Znalazła jego żonę, spotkała się z nią i powiedziała jej, że mąż ją zdradza. Z nami. Kobieta była oszołomiona. Było mi jej naprawdę żal.
Bycie zdradzaną przez ojca swojego dziecka. Nie życzyłabym tego nikomu. Okazało się, że między małżonkami była intercyza. Zdrada, przepadek całego majątku. Przedstawiłyśmy dowód romansu.
Małżonka naszego kłamcy wygrała sprawę w sądzie. Cierpiałam przez długi czas, a teraz zdałam sobie sprawę, że to ja byłam winna całej sytuacji. Nie powinnam była mieć romansu z żonatym mężczyzną.
Zapraszamy do obejrzenia filmu