Marta wyszła za mąż dość młodo. Chłopaka poznała w dniu swoich osiemnastych urodzin przez swojego ojca. Nie znali się długo, gdy ich rodzice zadecydowali o ślubie. Obydwie rodziny były majętne. Odbyło się huczne wesele, świętowała cała wieś oprócz nowożeńców. Młodzi ludzie czuli się zagubieni w farsie, którą zgotowali dla nich rodzice. Marta pokochała swojego męża Szymona, choć wcześniej znali się bardzo krótko, ich życie układało się dobrze. Jej siostra nie miała tyle szczęścia, wyszła za mąż za czterdziestoletniego mężczyznę z sąsiedniej wsi. Wszyscy myśleli, że Ela zostanie starą panną, ale w końcu ojciec znalazł dla niej męża, któremu obiecał posag.
Nowożeńcy zamieszkali w domu rodzinnym męża Elżbiety, wraz z rodzicami. Dom był sporych rozmiarów, ale doszedł kolejny członek rodziny, więc ojciec pana młodego, zadeklarował, że gdy tylko na świecie pojawią się wnuki, rozbuduje dom, aby wszystkim mieszkało się wygodnie.
Teściowa nie czepiała się synowej, pomagała jej się zadomowić i przyzwyczaić do roli młodej żony. Szwagierka od początku była do Eli wrogo nastawiona. Iwona była starsza od Elżbiety, a mimo to nadal mieszkała z rodzicami. Ojciec wydał ją za mąż, jednak po roku mąż Iwony wyrzucił ją z domu. Była okropną kobietą, nikt nie mógł z nią wytrzymać na dłuższą metę. W małżeństwie nic nie robiła, nie pracowała, nie zajmowała się domem ani mężem, nie chciała też mieć dzieci.
Zgodnie z dawnymi zwyczajami panującymi w wiosce, synowa stawała się pełnoprawną panią domu, dopiero po urodzeniu pierwszego dziecka. Do tego czasu miała pracować w domu, zadowalać męża i milczeć, nikogo nie obchodziło zdanie młodej dziewczyny. Każda świeża mężatka miała jeden cel, jak najszybciej zajść w ciążę, wtedy w oczach rodziny stawała się wartościową kobietą i żoną.
Los Eli, tak jak życie innych młodych mężatek, również nie należał do najłatwiejszych. Dopóki nie zaszła w ciążę, teściowa kazała jej wykonywać najcięższe i najbrudniejsze prace domowe.
Po kilku miesiącach, gdy Elżbieta ogłosiła radosną nowinę, jej mąż szalał z radości. Teściowie cieszyli się razem z synem i synową. Już wkrótce ich rodzina miała się powiększyć. Tego samego dnia pojechali kupić materiały budowlane do budowy domu. Iwona się wściekła, krzyczała i rzucała przedmiotami. Zrozumiała, że jeśli nic nie zmieni, do końca życia będzie zmuszona mieszkać z rodzicami i im usługiwać. Nikt nie wybuduje jej domu, nie da jej miłości i dzieci…
Minęło pół roku. Ela obudziła się z powodu głośnego pukania. Za drzwiami stała Iwona.
– Dlaczego śpisz? Miałaś posprzątać w domu. Tymczasem muszę wykonywać obowiązki, które należą do Ciebie.
– O co Ci chodzi Iwona? Z samego rana umyłam podłogi w całym domu. Na podwórku nie muszę sprzątać. Jestem już w zaawansowanej ciąży, i Bartek powiedział, że mam się nie przemęczać.
– Jesteś po prostu leniwa – wykrzyczała Iwona.
– Czego Ty ode mnie chcesz? Co ja Ci złego zrobiłam – zapytała szwagierkę, Ela.
– Uważaj na to, co do mnie mówisz. Przypominam Ci, że jeszcze nie urodziłaś swojego bachora, więc nadal nic nie znaczysz – syknęła szwagierka.
Iwona zachowywała się jak psychopatka. Zaczęła wrzeszczeć i rzucać w Elżbietę tym co wpadło jej w ręce. Teść usłyszał odgłosy awantury. Wpadł do domu i odciągnął wściekłą córkę. Ela była przerażona tym wybuchem złości. Głaskała się po brzuchu i uspokajała. Miała nadzieję, że po urodzeniu dziecka Iwona zmieni nastawienie.
Kobieta po kolejnych trzech miesiącach urodziła zdrowego synka, wszyscy byli szczęśliwi, tylko nie zawistna szwagierka. Przestała wychodzić ze swojego pokoju. Już nigdy nie wyszła za mąż, była samotną dziwaczką, z którą nikt nie miał ochoty przebywać.
Ela i Bartosz żyli szczęśliwie. Po roku urodził im się kolejny syn. Elżbieta kilkukrotnie próbowała pogodzić się ze szwagierką, jednak za każdym razem dochodziło do kłótni. Przestała próbować. Iwona po kilku latach zmarła na zapalenie płuc, nigdy nie zaznawszy prawdziwego uczucia.