Mój syn ożenił się trzy lata temu. Szczerze mówiąc, nie pochwalałam jego wyboru. Patryk miał tylko dziewiętnaście lat, więc po co ten pośpiech? Ale on nie chciał mnie słuchać. Teraz nowożeńcy mieszkają kątem w moim mieszkaniu, ale moja cierpliwość powoli się kończy. Oboje pracują i studiują, ale zarabiają niewiele, więc przez najbliższe kilka lat nawet nie pomyślą o kupnie własnego mieszkania.
Mój syn jest bardzo uparty. Jeśli on coś postanowi, nikt nie nakłoni go do zmiany zdania. Kiedy powiedział mi, że się żeni, wiedziałam, że nie ma sensu go od tego odwodzić. Panna młoda jest taka jak on, tak samo uparta i uważa, że jej pomysły są najlepsze. Mój syn powiedział mi, że nie jest już małym chłopcem i dobrze wie, że rodzina to wielka odpowiedzialność. Patryk znalazł jakąś pracę na pół etatu i zaczął odgrywać rolę ważniaka. Żeby nie psuć sobie relacji z synem, postanowiłam się nie wtrącać i tylko obserwować rozwój sytuacji. W ogóle nie angażowałam się w ich związek.
Moja swatowa też była w szoku, gdy dowiedziała się, że jej córka wychodzi za mąż. Bezskutecznie próbowała namówić dzieci, żeby przemyślały swoją decyzję, oboje byli bardzo młodzi. Osiemnaście i dziewiętnaście lat to czas na podróże, dyskoteki i smakowanie życia, a nie małżeństwo. W każdym razie nie słuchając niczyich rad, pobrali się. Nie urządzaliśmy wielkiego wesela, bo młodzi nie mieli swoich pieniędzy, a ani ja, ani rodzice synowej nie jesteśmy zamożnymi ludźmi. Po uroczystości, świętowaliśmy w małym gronie, po czym każdy wrócił do swojego domu.
Po ślubie dzieci zamieszkały w wynajętym mieszkaniu. Oboje pracowali, więc jakoś dawali sobie radę. Potem dowiedzieliśmy się, że z powodu pracy zrezygnowali ze studiów. Zostaliby wyrzuceni, gdyby nie moja i teściów reakcja. Wspólnie postanowiliśmy, że młodzi zamieszkają u nich aby odrzucić koszty związane z wynajmem i wrócą na studia. Niestety w rodzinnym domu mojej synowej dochodziło do spięć, więc pewnego dnia Patryk z żoną stanęli na progu mojego mieszkania z walizkami. Jak mogłam odmówić dachu nad głową mojemu synowi i synowej? Zamieszkaliśmy we trójkę.
Na początku dogadywaliśmy się. Ja nie wtrącałam się w ich sprawy, a oni w moje. Zajmowałam się prawie wyłącznie obowiązkami domowymi, a synowa mi nie przeszkadzała. Nie dopytywałam kiedy się wyprowadzą, ale myślałam, że ich pobyt u mnie jest tymczasowy, jednak tygodnie mijały, a oni nie planowali wyprowadzki.
Byłam zmęczona byciem służącą i utrzymywaniem dorosłych dzieci. We dwójkę doskonale opróżnili lodówkę, a w zamian nie kupili nawet chleba. Mój syn zawsze znajdował wymówki, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Zaraz po zjedzonym śniadaniu oboje w pośpiechu wychodzili do szkoły, a ja sama sprzątałam cały bałagan.
Kiedy moja cierpliwość się skończyła, postanowiłam z nimi poważnie porozmawiać. Oboje się obrazili i rozżaleni pobiegli prosto do teściów. Swatowa miała do mnie pretensje, że wyrzuciłam dzieci z domu. Nie przejęłam się tym, mój dom i moje zasady.
W rodzinnym domu synowej, też wytrzymali tylko kilka tygodni, jednak po kilku tygodniach znowu doszło do kłótni i z podkulonymi ogonami przyszli do mnie. Jest trochę lepiej, ponieważ syn dostał lepiej płatną pracę i dokłada się do czynszu oraz kupuje jedzenie dla siebie i żony.
Te wycieczki trwają już od trzech lat. Skończyli studia, ale oboje zarabiają zbyt mało, aby starać się o kredyt na mieszkanie. Nie chcę stawiać warunków, ani kłócić się z synem, ale ta sytuacja jest nie do zniesienia. Powiedziałam, że do końca roku mają znaleźć mieszkanie i się wyprowadzić. Do teściowej też nie pójdą, bo zapowiedziała, że ma dość kłótni. Tak się kończy jak niedojrzali ludzie pakują się w ślub i dorosłe życie.