Nie każdy może sprostać oczekiwaniom swoich rodziców. Dlaczego stałam się najgorszą i niewdzięczną córką dla swojej matki? Ponieważ nie chciałam zostać nauczycielką, tak jak sobie wymarzyła.
Nigdy nie poznałam dziadka, zmarł zanim się urodziłam, ale wiedziałam, że był dyrektorem liceum ogólnokształcącego, a mój dziadek był nauczycielem fizyki. Odkąd pamiętam, mama udzielała korepetycji z geografii, którą nie tylko studiowała, ale także była jej pasją, a babcia uczyła śpiewu i gry na pianinie. Mam rodzinę pedagogiczną, dlatego wszyscy moi krewni wzdychali z tęsknotą, gdy w dzieciństwie sadzałam lalki i odrabiałam z nimi lekcje. Prawdę mówiąc, poza szkołą miałam niewiele doświadczeń życiowych. Żadnych podróży, wycieczek, sportów, a uważam, żeby dziecko wiedziało kim chce być w przyszłości, musi spróbować wielu rzeczy, ja znałam tylko szkołę i naukę.
Moja babcia i mama były pewne, że na pewno zostanę nauczycielką. W trzeciej klasie powiedziały mi, że powinnam się więcej uczyć, a nie bawić lalkami, bo córka nauczycielki nie może dostać czwórki, miałam mieć same piątki i szóstki. Czasami zdarzało mi się dostać gorszą ocenę. Wówczas matka i babka dawały mi reprymendy i opowiadały o wspaniałym zawodzie nauczyciela, po pewnym czasie miałam tego dość, do tego stopnia, że zanim dorosłam znienawidziłam szkołę i zawód, który tak kochała moja rodzina. Nie miałam zamiaru wiązać swojego życia z tym zawodem. Nie chciałam uczyć dzieci. Chciałam być farmaceutką, jednak gdy o tym wspominałam, nikt nie brał moich słów poważnie. Moja babcia zwykła mawiać: „Nie ma sprawy. Jeśli lubisz chemię i biologię, to studiuj a potem nauczaj tych przedmiotów”. Protestowałam, ale w wieku 17 lat matka wywarła na mnie presję i musiałam się poddać.
Dopiero po dwóch latach zdałam sobie sprawę, że nie mogę tego kontynuować. W tajemnicy przed bliskimi opuściłam uczelnię pedagogiczną i poszłam za głosem serca. To wszystko wyszło na jaw, kiedy byłam już na drugim roku farmacji. Moja mama postanowiła załatwić mi staż w sąsiedniej szkole. Umówiła się ze znajomym, który był dyrektorem w tej placówce. Wtedy nie miałam wyjścia i musiałam jej powiedzieć, że rzuciłam studia i nigdy nie będę uczyć dzieci. Rozpętała się awantura. Moja mama i babcia krzyczały, że jestem jedyną osobą, która może kontynuować nauczycielską tradycję rodziny. Rujnuję ich marzenia i plany tylko dlatego, że sama nie wiem, czego chcę i jestem rozkapryszonym bachorem.
Gdy moja babcia umarła na zawał, matka obwiniła mnie za jej śmierć. Podobno ja doprowadziłam babcię do takiego stanu swoim zachowaniem. Moja babcia i ja pogodziliśmy się przed jej śmiercią. Wydawała się wtedy przychylna mojemu wyborowi. Wówczas moja mama powiedziała, że potrzebuje pieniędzy na leczenie babci, a my z mężem oddaliśmy wszystkie nasze oszczędności. W tym czasie oszczędzaliśmy na własne mieszkanie, ale oddaliśmy prawie wszystko i zamieszkaliśmy w wynajętej kawalerce. Nie będę kłamać, myślałam, że gdy babcia odejdzie, dostaniemy jej mieszkanie w spadku.
Nie jestem chciwa ani pazerna, ale jestem jedyną córką swojej matki i byłam jedyną wnuczką babci, więc myśli o zapisaniu mi mieszkania były naturalne. Myliłam się. Gdy doszło do odczytania testamentu, okazało się, że babcia cały swój dobytek przekazała fundacji, która troszczyła się o bezdomne zwierzęta. Byłam rozczarowana jej wyborem, przecież byłam jej jedyną wnuczką. O decyzji babci wiedziała moja matka, ale milczała. Moja rodzina ukarała mnie za moje własne wybory. Nie mogę tylko zrozumieć jak babcia mogła przyjąć pieniądze ode mnie i mojego męża na swoje leczenie, gdy już wiedziała, że nic po niej nie dostanę. Zawsze myślałam, że mnie kochała. Była zasadnicza i dość surowa, ale nie przypuszczałam, że tak się na niej zawiodę.
Mój mąż i ja zaczęliśmy od nowa budować swoje życie i od nowa oszczędzać na własne mieszkanie. Paweł dużo pracował, weekendy spędzał na dodatkowych pracach, gdzie mógł zarobić dodatkowe pieniądze. Przez kilka miesięcy bardzo schudł, wszystkie ubrania na nim wisiały jak na wieszaku. Moja pomoc była niewielka. Nie mogłam znaleźć pracy, bo nasze dziecko nie miało jeszcze roku, a na żłobek nie było nas stać. Nie muszę mówić, że na pomoc mojej matki nie miałam co liczyć. Daliśmy radę sami i jestem z tego dumna, nie musiałam nikogo o nic prosić. Myślałam, że najważniejszą rzeczą dla rodziców jest szczęście ich dzieci, ale jak osoba, która nie lubi tego, co robi, może być szczęśliwa? Dla moich bliskich jednak nie moje szczęście było najważniejsze, ale ich osobiste pragnienia.
Moja matka ma do mnie pretensje, dla niej ideałem jest córka jej przyjaciółki. Jest nauczycielką, a to wszystko, czego potrzebuje do szczęścia moja matka. Podejrzewam, że kiedyś moja mama swoje mieszkanie przepisze córce przyjaciółki, lub komuś innemu, ale na pewno nie mnie. Niech tak będzie, bo ja ani przez chwilę nie żałowałam, że wybrałam zawód farmaceuty. Najważniejsze dla mnie jest to, że dostaję bezwarunkowe wsparcie od mojego męża. Jestem szczęśliwa w życiu rodzinnym, spełniona zawodowo, do pełni zadowolenia potrzebowałabym miłości mojej matki, ale nie mam na to wpływu, więc przestałam się przejmować.
Czy uważasz, że to dobrze, że rodzice dyktują dzieciom, co mają robić w życiu, czy też każdy ma prawo sam dokonać wyboru?