Moja mama od zawsze, mieszkała w małej wiosce nad brzegiem rzeki. Lasy zaczynają się tuż za posesją i w sezonie obfitują w jagody oraz grzyby. Od dziecka biegałam z koszykiem po znanych mi polanach, ciesząc się obcowaniem z naturą. Wyszłam za mąż za kolegę z klasy, jego rodzice mieszkają niedaleko naszego rodzinnego domu, ale po przeciwnej stronie ulicy. Z ich działki nie ma dostępu do rzeki i lasu, więc kiedy przyjeżdżamy w odwiedziny, zatrzymujemy w domu mojej matki.
Moja mama z biegiem lat bardzo się zmieniła. Nie wiem czy jej zachowanie jest związane ze starzeniem się i zmianą poglądów, czy chodzi o to, że po ślubie się wyprowadziłam i już nie byłam dla niej codziennym wsparciem, może była zazdrosna o czas który spędzam z mężem, bo kiedyś to ona była dla mnie najważniejsza. Nasze wakacje na wsi często nie należały do najprzyjemniejszych, z powodu rodzących się konfliktów i kłótni. Coraz trudniej było rozwiązać sprawę pokojowo. Kiedy kilka razy zatrzymaliśmy się u rodziców mojego męża, moja mama również miała o to pretensje do nas i do mojej teściowej. Uważała, że przyjeżdżając w odwiedziny przede wszystkim powinniśmy jej pomóc w gospodarce, ponieważ mój ojciec zmarł wiele lat temu. Matka męża, nie zamierzała milczeć i słuchać oszczerstw, więc niebawem cała wieś słyszała jak wytykały sobie błędy.
Od jakiegoś czasu myśleliśmy z mężem nad własnym, małym domem letniskowym w wiosce naszych rodziców, żeby nikt do siebie nie miał pretensji gdy odwiedzamy moją mamę lub rodziców Karola.
Kupiliśmy niewielką działkę nieopodal gospodarstw naszych rodzin, i w niedługim czasie rozpoczęliśmy budowę. Mój teść i teściowa z entuzjazmem zaczęli nam pomagać. Ojciec męża z radością doglądał postępujących prac budowlanych, a mama Karola chętnie donosiła kawę i domowe ciasto dla robotników.
Tylko moja matka była przeciwna naszemu przedsięwzięciu. Ciągle była naburmuszona, dawała rady, krytykowała to, co już zostało zrobione, słowem – nie dawała nam spokoju, a ja nie miałam pojęcia o co jej chodzi, przecież powinna się cieszyć, że będziemy mogli częściej ją odwiedzać, a jednocześnie będziemy na swoim.
Rok później dom był gotowy, mieliśmy nadzieję odpocząć po męczącym czasie budowy, ale tak się nie stało!
Moja mama wytknęła nam egoizm. Nie rozumiała jak mogliśmy wybudować dom, nie zwracając uwagi na to, że ona mieszka sama i nie ma pomocy przy gospodarce. Przypomniałam jej że mój mąż, gdy tylko były cięższe prace w domu jak naprawa dachu lub rąbanie drewna na podwórzu, nigdy nie odmawiał. Mama obraziła się na nas na śmierć. Powiedziała, że w ogóle nie musimy jej odwiedzać i możemy o niej zapomnieć. Było mi bardzo przykro słuchając jej słów, przecież nie zrobiliśmy nic złego.
Pewnego dnia do naszego mieszkania w mieście przyjechała moja matka. Od wejścia zaczęły się pretensje.
– Wybudowaliście sobie dom na wsi i co z tego macie? Całymi dniami siedzicie w mieście a dom stoi pusty! Mówiłam Wam, że to głupi pomysł, od początku Wam powtarzałam! – powiedziała wściekła mama.
Dla mojego męża to była sytuacja, która przepełniła czarę. Łagodnie podszedł do teściowej, ale w jego spokoju było coś, co sprawiło, że matka cofnęła się do drzwi:
– Karol co Ty…..co chcesz zrobić? – zapytała przestraszona kobieta.
– Nic, mamo! Chcę Ci coś powiedzieć, i chciałbym żebyś zapamiętała moje słowa. Masz swój dom, w którym możesz mieszkać i być szczęśliwa. Masz Kochającą córkę, zięcia i wnuki, ale Tobie wciąż coś nie pasuje. Masz do nas pretensje i żal, za nasze przewinienia które sama sobie wymyśliłaś! Dlaczego nie możesz cieszyć się naszym szczęściem? Nie przyjeżdżaj do nas więcej! Nie życzę sobie Twoich wizyt jeśli masz przychodzić i nas obrażać! Jeśli będziesz potrzebować pomocy zadzwoń, zawsze możesz na nas liczyć. Jeśli zapali Ci się stodoła, albo będzie cieknąć z dachu….
– O czym ty mówisz? Jaka płonąca stodoła?
Z tymi słowami moja matka prawie wybiegła za drzwi. Chyba pomyślała, że mąż rzuca na nią klątwę, on chciał tylko powiedzieć, że w każdej sytuacji, mimo jej podłego zachowania może na nas liczyć. Zrozumiała jego słowa omylnie, jak zawsze z resztą…
Mój mąż, uspokajając się, podniósł ręce do góry:
– Cóż, przepraszam, może z tym ogniem poszedłem za daleko…
– Nie, w sam raz! Może ta sytuacja zmusi ją do przemyślenia swojego zachowania – powiedziałam przytulając się do ukochanego.
Śmialiśmy się razem, pamiętając minę mamy. Od tego czasu nasze życie nieco się uspokoiło. Matka nie wpadała z pretensjami bez uprzedzenia, ale dzwoniła i uprzejmie prosiła męża o pomoc przy domu. Chciałabym odzyskać moją dawną mamę, zawsze promienną, uśmiechniętą i wyrozumiałą, niestety to już chyba niemożliwe.