Mała Marysia pierwsza usłyszała skrzypienie klucza w drzwiach.
– Idzie mamusia! – krzyknęła podekscytowana i miała rację. Olga z przymusem uśmiechnęła się do córki i powoli zajęła miejsce na krześle w przedpokoju. Z płaszcza i włosów kobiety kapały grube krople deszczu.
– Mamo, jesteś cała mokra – Marysia delikatnie przejechała miękką dłonią po włosach matki, a Olga beznamiętnie wpatrywała się w rozrzucone buty męża, których przez cały weekend nie zdążył odłożyć do szafki.
Marysia zajrzała do pokoju i powiedziała:
-Tato, mama przyszła cała mokra!
Mąż Olgi, Marek nadal leżał na kanapie. Czytał coś w telefonie i kątem oka spojrzał na telewizor, gdzie politycy dyskutowali o czymś, wymachując rękami, a Marek zawsze lubił być na bieżąco w wydarzeniach na świecie.
Olga weszła do pokoju i w milczeniu stanęła przed telewizorem.
– Cześć – powiedziała w końcu. – Jak minął dzień?
– Cześć Kochanie, wszystko jest w porządku – mąż powoli zaczął wstawać ze swojej ulubionej kanapy. – Co mamy do jedzenia? Marysia i ja jesteśmy tacy głodni…
– Głodni? Nie nakarmiłeś dziecka? Cały dzień jesteś w domu.
– Marysia jadła – uspokajał żonę Marek – Twoja matka przyszła i nakarmiła ją.
– Dlaczego Ty nie jadłeś?
– Czekałem na ciebie – westchnął mąż. – Wiesz, że nie lubię jeść sam.
– Marek, obiad będzie się gotował przynajmniej godzinę. Naprawdę nie mogłeś nic przygotować skoro siedzisz w domu? – coraz bardziej denerwowała się Olga.
Marek podrapał się po głowie.
-Cóż… właściwie to ty jesteś gospodynią…
Olga nic nie powiedziała i szybko poszła do kuchni. Stała i zastanawiała się, co ma zrobić – zamówić posiłek z pobliskiej knajpy czy odmrozić, zamrożoną zupę, albo jeszcze lepiej, nalać gorącej kąpieli z bąbelkami i odprężyć się…
-Olga, co ty robisz? Czy chcesz zamówić jedzenie? Nie, nie ja, ja nie wiem, co oni tam dodają… Jeśli chodzi o zupę, to wiesz, że nie lubię. – Marek prychnął piskliwie i wrócił do pokoju na kanapę. Olga znów przeklinała samą siebie. Ogarnęła ją straszna słabość. Usiadła na stołku i zakryła twarz dłońmi. Po kilku minutach takiego siedzenia, kobieta zdecydowanie wstała. Nic się nie stało, odgrzeje zupę. Mieszając w garnku rozmyślała.
Trzy dni temu pojechała odwiedzić swoją przyjaciółkę Irenę z okazji jej urodzin. Przyjaciółka skończyła trzydzieści lat. W domu Olga oznajmiła, że wyjeżdża w pilną podróż służbową. W przeciwnym razie Marek jak zwykle spanikowałby i wymyśliłby tysiąc różnych wymówek. U Irki spotkała Pawła. Kiedyś byli w sobie zakochani, ale rodzice Olgi byli przeciwni ich związkowi. Olga nie miała wtedy jeszcze szesnastu lat, a Paweł był kilka lat starszy. Matka zagroziła, że zgłosi sprawę na policję, że mężczyzna spotyka się z piętnastoletnim dzieckiem, i dziewiętnastoletni wówczas mężczyzna zrezygnował z Olgi.
Młoda para umówiła się na spotkanie po dwóch miesiącach, ale Paweł nie pojawił się w umówionym miejscu. Gdy spotkali się po latach, na początku wszystko było chłodne i surowe, a potem zaczęli rozmawiać, śmiać się i wspominać przeszłość. Olga już dawno zostawiłaby Marka, gdyby nie dziecko. Była z leniwym mężem tylko dla dobra swojej córki, nie chciała aby dorastała bez ojca. Spędziła z Pawłem trzy, niesamowite dni, a potem na dworcu kazał jej obiecać, że wszystko opowie mężowi i za dwa dni przyjedzie do niego z córką.
Olga mieszając zupę była tak pogrążona we wspomnieniach, że nie od razu usłyszała sygnał telefonu. Pojawiła się wiadomość od Pawła: „Kochanie, dotarłaś do domu? Zadzwoń do mnie! Kocham cię.” To sms od mężczyzny, z którym zerwała dziesięć lat temu, a jej mąż nawet nie zapytał jak spędziła weekend.
Marek w milczeniu dłubał łyżką w swoim talerzu. Pewnie był zły, że odgrzała zamrożoną zupę. Olga stała przy kuchence i długo patrzyła na twarz męża. Bardzo chciała znaleźć w nim jakieś dobre cechy. Przecież kiedyś go lubiła, wyszła za niego za mąż, więc coś w nim było, prawda? Nie wyszła za Marka z wielkiej miłości, poznała ich, jej matka. Marek był synem jej przyjaciółki, a Olga z braku innych perspektyw zgodziła się na związek z mężczyzną. Teraz stojąc i patrząc na męża, uświadomiła sobie, że nigdy go nie kochała. Na początku go lubiła, był zabawny, ale to nie była miłość. Po kolacji Olga podeszła do Marka, który znowu usiadł na sofie, i powiedziała cicho:
– Marku, musimy porozmawiać.
Mąż zacisnął wargi z niezadowolenia:
– Musimy w tym momencie? Zaczyna się teleturniej.
– Marek, ja, ja….odchodzę.
– Znowu wyjeżdżasz? Dopiero co przyjechałeś? – mąż nie rozumiał.
– Odchodzę od ciebie na dobre i zabieram Marysię ze sobą – westchnęła Olga.
– Ja w ogóle nic nie rozumiem – Marek wstał z kanapy. – Dokąd się wybierasz?
– Czy obchodzi cię, dokąd zmierzam? Na jakiś czas zatrzymam się u swojej matki, a potem mam plany. Wyjeżdżam wiele kilometrów stąd. Chciałabym rozstać się w przyjaźni, ze względu na naszą córkę. – Powiedziała cicho Olga.
Wtedy do Marka dotarło, że Olga nie żartuje. Krążył po mieszkaniu, przeklinając, rzucając rzeczami na lewo i prawo, zrzucając naczynia ze stołu. A potem podszedł do Olgi, spojrzał jej w twarz i ze złością wysyczał, że jest nieudacznicą i nikt jej nie zechce, bo jest już stara i nieatrakcyjna, tylko on będzie ją znosił.
Olga milczała. Rozumiała nawet swojego męża, rzeczywiście zaniedbała się przez ostatnie lata, nie miała dla kogo się starać. Usłyszeć coś takiego to był ogromny ból, mimo, że nic nie czuła do Marka. Kobieta wrzuciła do torby kilka rzeczy, swoich i Marysi.
-Nigdzie nie pójdziesz – zagrodził jej drogę Marek – A ja nie oddam mojej córki!
Jego telefon zadzwonił na stole. To była matka mężczyzny. Powoli odebrał telefon, a Olga, chwyciwszy córkę, która bawiła się w pokoju, szybko zarzuciła na nią kurtkę i wybiegła z mieszkania. Gdy oddaliła się nieco od domu, trzymając córeczkę jedną ręką, drugą gorączkowo wybierała numer Pawła.
„Tak, kochanie” – usłyszała głos w słuchawce.
– Paweł, odeszłam od męża. Teraz jadę do mojej matki.
– Olga, przyjadę po ciebie. Dobrze?
Olga czuła dreszcze od zimnego wiatru na zewnątrz i awantury z mężem, ale w środku wciąż czuła przyjemne ciepło, że jest w końcu kochana i przez kogoś wyczekiwana.