Zanim pobraliśmy się z Markiem, byliśmy parą przez trzy lata. Mój mąż jest pierwszym i jedynym mężczyzną w moim życiu. Zakochałam się jako młoda dziewczyna i nigdy nawet nie oglądałam się za innymi chłopcami. Marek zawsze był bardzo zazdrosny, mimo, że nigdy nie dawałam mu ku temu powodów. Po ślubie zdecydowaliśmy, że jak najszybciej chcemy zostać rodzicami. Prawie dwa lata staraliśmy się o dziecko i gdy test ciążowy pokazał dwie kreski skakaliśmy z radości. Mój mąż zawsze chciał mieć syna i od pierwszego dnia ciąży był pewien, że będzie to chłopiec. Byliśmy bardzo zaskoczeni, kiedy podczas kontrolnego USG powiedziano nam, że będziemy mieli córeczkę.
Po badaniu USG mój mąż zaczął dziwnie się zachowywać. Niewiele się odzywał, a jeśli już, to w oschły i chamski sposób. Podczas kłótni wykrzyczał mi, że na pewno go zdradziłam, dlatego nie będzie miał syna, a ja jestem w ciąży z dziewczynką. Udowadniał mi, że w ich rodzinie to tradycja i od pokoleń rodzą się sami chłopcy. To prawda, że mój mąż nie ma sióstr, tylko braci, a jego ojciec również nie miał kobiet wśród rodzeństwa, ale to przecież nic nie znaczyło. Przez całą ciążę miałam nadzieję, że lekarze się mylą i będziemy mieli syna, aby Marek był szczęśliwy. Medycy mieli jednak rację i urodziła nam się córeczka, której nadaliśmy imię Maria.
Mój mąż udawał, że cieszy się z narodzin córki, ale widać było, że jego szczęście było powierzchowne. Coraz częściej w naszych sprzeczkach wspominał, że dziecko nie jest jego. Najgorsze, że jego rodzina, też zaczęła tak myśleć, nastawił ich przeciwko mnie i sądzili, że zdradziłam męża. Innym poważnym problemem było to, że moja córka w niczym nie przypominała swojego ojca. Mój mąż jest brunetem o brązowych oczach, a córka urodziła się z blond włoskami i niebieskimi oczami. Gdy byłam dzieckiem, wyglądałam identycznie jak ona. Marysia rosła i wciąż była podobna tylko do mnie. Już nie miałam siły ciągle tłumaczyć mężowi dlaczego nasza córka wygląda tak, a nie inaczej. Jak miałam go przekonać do swojej wierności?
Marysia miała ponad cztery miesiące, a ja nie miałam już ochoty, żeby się kłócić i cokolwiek udowadniać Markowi. Wtedy z dnia na dzień mąż zmienił nastawienie i nagle stał się w kochającym ojcem. Myślałam, że zrozumiał i zaakceptował fakt, że nasza córka wdała się w mamę. Jednak to nie było wszystko…
Gdy Marysia kończyła roczek, urządziliśmy przyjęcie urodzinowe, na którym większość gości stanowili krewni mojego małżonka. Nadal z córeczką wyglądałyśmy jak dwie krople wody, co oczywiście nie uszło uwadze męża. Moi teściowie codziennie podsycali ogień swoim gadaniem o tym, że wychowuje nie swoje dziecko. Pewnego dnia mój mąż stracił nerwy i powiedział im, że jest w stu procentach pewien, że Marysia jest jego dzieckiem, bo zrobił test na ojcostwo.
Wieczorem rozmawiałam o tym z mężem i przyznał się, że zrobił test DNA, kiedy nasza córeczka miała cztery miesiące. Test wykazał, że Maria była jego dzieckiem. Mój mąż postanowił nic mi o tym nie mówić. Po tym wydarzeniu zrozumiałam, dlaczego jego zachowanie tak drastycznie się zmieniło. Miałam nadzieję, że po prostu pokochał córeczkę, a on potrzebował dowodu na papierze na moją wierność. Czułam się zraniona i poniżona brakiem zaufania ze strony Marka. Jak on mógł tak się zachować? Co ja mu zrobiłam, że nie potrafił mi zaufać?
Zaczęłam się zastanawiać jak będzie wyglądało nasze dalsze życie. Podczas trwania naszego małżeństwa, na pewno pojawi się jeszcze wiele sytuacji, w których mąż będzie musiał mi zaufać, a co jeśli nie będzie potrafił? O ile w tym przypadku udało mi się udowodnić swoją niewinność, to w innym może uznać swoją rację, nawet nie słuchając moich argumentów.
Byłam tak zszokowana jego zachowaniem na tyle, że mój stosunek do męża zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Bardzo się zawiodłam i zdecydowałam, że nie mogę spędzić życia u boku człowieka, który mi nie ufa.
Po tym wszystkim postanowiłam wnieść pozew o rozwód. Mój mąż był zszokowany moją decyzją. Próbował tłumaczyć swoje postępowanie, ale ja go nie słuchałam, tak jak on nie słuchał mnie rok temu. Wszyscy jego bliscy mówią, że zwariowałam, że to nie jest powód do rozwodu, że później będę gorzko żałować tego, co zrobiłam. Rodzice też mnie nie rozumieli, ale i tak pozwolili mi wrócić do rodzinnego domu. Nie zamierzam spędzić życia na usprawiedliwianiu się przed człowiekiem, który w każdej chwili może oskarżyć mnie o wszystko, co przyjdzie mu do głowy. Wolę sama wychowywać nasze dziecko, niż żyć całe życie w strachu!